— Daleko na nich zajdziesz! Trzeba umieć zastosowywać pragnienia do okoliczności. Nie marzyć w zimie o niezapominajkach.
— A jeśli blizką jest już wiosna? — spytał Maryś, z akcentem.
Pan Turski zadrżał. Przeszył syna badawczym wzrokiem.
— Co przez to rozumiesz? Czy może drugi szus? Chcesz być jednym z wskrzesicieli nowej epoki?
— A jeśli ona już ku nam idzie?... Niesiona nie na barkach możnych, o nie! bo ci śpią snem sprawiedliwych, ale na zgiętych plecach tych najniższych pracowników ziemi.
— Marjanie!...
Zmierzyli się wzrokiem, jak sztyletami.
— Byłżebyś ty?...
— Tak, ojcze! Ja należę do nowych, myślą, poglądami i... chciałbym czynem.
— Tego tylko brakowało — rzekł Turski załamując ręce. Teraz rozumiem, dlaczego ciebie głównie napastują o tę karę za banderję. Bo masz opinję niespokojnego ducha. Stawiasz w Turowie szkoły, urządzasz wiece, przyjmujesz u siebie chłopów na jakieś z nimi pogadanki, czy narady. Wiem o tem i myślałem, żeś tylko demokratą do czasu, aż się przekonasz, że chłopi nie są tak idealni i godni miłości, jaką ty ich obdarzasz. Ale dziś widzę, żeś niebezpieczniejszy, niż sądziłem.
— Dla kogo ojcze?... Dla kogo jestem tak niebezpieczny?
— Dla siebie samego nawet, dla naszej rodziny, dla kraju! — wybuchnął Turski wzburzony.
— Ale proszę niech się ojciec nie drażni. Ja nie popełniam zbrodni, będąc takim, jak jestem. Innym być nie potrafię. Co mi to w życiu przyniesie, nie wiem? lecz lojalnie myśleć i żyć „po ukazu“ nie będę!
— Tak! Wyłamujesz się ze wszystkich tradycji rodowych, idziesz za własnym instynktem... na manowce! Chcesz być czerwieńcem! Ty młody Turski! Ty mój syn jedyny!
— Ojcze, proszę o spokój! Nic się jeszcze nie stało. O jakich manowcach ojciec mówi?
— Mówię o Korzyckiej, o tem, że postępujesz wbrew mej woli, że kalasz przez to zasady nasze, że je... hańbisz... że....
Maryś blady spojrzał na ojca strasznym wzrokiem.
— Ze co jeszcze? — spytał głucho. Jaką jeszcze obelgę ojciec dla niej obmyśli? Słucham? Co dalej?...
Turski przestał nad sobą panować.
— Milcz! — krzyknął drżącym głosem. Nie masz prawa przemawiać tak do ojca! Rozumiesz?!...
Marjan wstał, miał twarz nieboszczyka.
Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/151
Ta strona została przepisana.