Nastał dzień święty, odczuty nietylko przez ludzi, ale jakby i przez całą naturę. Dzień wigilji Bożego Narodzenia. Biało i roźno. Pola zawalone śniegiem, że tylko szarzeją na widnokręgu ciemne zarysy chałup wiejskich, zanurzonych w białych mgławicach. Alabastrowa, chrupka masa śniegu pokryła słomiane strzechy, jak torty lukrem, drzewa oblepiła mroźna, kryształowa sadź tak szczelnie, że każda gałązka wyglądała jak by umaczana w miałkim cukrze. Przepych bieli ustroił świat suto, dziewiczo a chłodno, pachniało świeżością i lodem w powietrzu. Niebo nabrało jasnych refleksów, perłowo błękitnych z odcieniem seledynu, tak delikatnych, jak bywa cień na śniegu od przelatującego ptaka.
Mętność atmosfery, oraz pływające chwilami śnieżne tumany, nadają krajobrazom smętnej charakterystyki zimowej.
Las turowski szumiał cicho, jednostajnie pod mroźną sadzią, sosny dźwigały na sobie wielkie płachty śniegowe, które czasem ciężarem swym opadając sprawiały lekki, miękki szelest. Tutaj lekkie mgły śnieżne z pól nie miały wstępu, natomiast drzewa porozumiewały się z sobą błyskającemi wśród nich iskierkami drobnych kryształów. Gdy bór mocniej zaszumi, gdy następuje górna rozmowa czubów drzewnych, wówczas w lesie pada obfity, suchy śnieg niby siany przez olbrzymie sito, czasem ptak trzepocący się w koronach sosen wywołuje nagłą sypką lawinę. Zresztą cisza panuje tu uroczysta, jakby las oczekiwał zabłysnięcia na niebie pierwszej gwiazdki, by chrzęstem swym wznieść kolendę wigilijną. Tę modlitewną, nabożnie skupioną ciszę zmącił nagle hałas jakiś, idący z głębin leśnych czeluści, przykry trajkot kołatek i w ślad za tem wrzaski ludzkich, podnieconych głosów.
Marjan Turski ścisnął mocniej strzelbę i przygotowany do strzału, czekał. Zbliża się naganka. Baczność!
Turski patrzy przed siebie z zimną krwią, groźny, ale spokojny, jak potrzeba dla pomyślnego mordu.
Zahuczały na linji gęste strzały, jednocześnie Maryś ujrzał pomykającego wśród pni drzewnych lisa. Leśny zbój sunął jak
Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/167
Ta strona została przepisana.
III.