Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/170

Ta strona została przepisana.

szę o jej ślubie i muszę cierpieć w milczeniu. A ona?... Czemu jednak ona jest tak obojętną?... Nie kocha Poszyngiera, to fakt, więc czemu?...
Po skończonem polowaniu myśliwi zeszli się koło sań, wiozących zdobycz. Denhoff przestrzelał wszystkich i najwięcej zabił, Paszowski ogłosił go królem. Stanisław Rymsza miał również dużo na rozkładzie, nawet Perzyński, tylko Teoś Paszowski ani jednej sztuki, Maryś zaś prócz ostatniego lisa i zająca, dwa jeszcze poprzednie szaraki.
— Na pana szły sarny, kozioł był godny podziwu. Czemu pan nie strzelał — pytał Rymsza. — Dziwiłem się i posądzałem, że się pan chyba zdrzemnął pod tą sosną, bo żeby takie sztuki puścić...
— Co też pan mówi?! — oburzył się Paszowski — zawołany myśliwy, jak pan Marjan, spałby na stanowisku, to się jeszcze największej fujarze nie zdarzyło, nawet mojemu Teofilowi....
— Już tato zacyna krlotochwile...
— Panu Marjanowi baba, panie mój, przejechała drogę i stracił szczęście.
— Tss! Ale to była panna Korzycka, dla takiego widoku można z polowania zrezygnować — wycedził Perzyński.
A Paszowski spytał.
— Cóż pańska eskapada do Warszawy, w celach matrymonialnych? Nie udała się, hę!
— Tss! Za dużo pan posiada wiadomości.
— Ho, ho! ja wiem wszystko, nawet jak rośnie łozina, panie, na koszyki.
Perzyński zmieszany spojrzał na pana Wojciecha ponuro. Zaczęto się żegnć. Brewicz, Leśniewski, Perzyński, rozjechali się, każdy osobno, duże zaś sanie worczyńskie zabrały obu Paszowskich, Denhoffa, Rymszę i Turskiego.
— Spieszmy się do wszystkich aniołów niebieskich i ziemskich, bo rychło błyśnie gwiazdka, pani matka będzie burczyć.
— Obiecaliśmy mamie być na piątą, więc zdążymy. Kto to jedzie naprzeciw? — spytał Turski.
Stangret odwrócił się z kozła.
— To starszy panicz z Zapędów, jedzie pewno znowu do Okorowa, do tej narzeczonej, Anielki Ratynianki.
Sanki zrównały się. Gustaw wychylony zawołał pierwszy, zatrzymując sanie.
— Panowie z polowania?
— Tak jest, a pan... na polowanie? — huknął Paszowski.
Trafione! Jadę sobie przy księżycu na... upatrzonego.
— Eee! Chyba już na konsumowanego, w ciepłej chałupie w Okorowie.