Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/174

Ta strona została przepisana.

— Oho! Denhoff obosieczny, „zubastaja szczuka!“ Lepiej panie zaniechajmy kłótni, bo nową rybę wnoszą, aż w nozdrzach wierci od cudnego zapachu sosów. Szkoda czasu na gadanie, taką wilję, jak w Worczynie, to się je w skupieniu. A miodek panie... kasztelański, to nie cienkusz panny Balbiny.
— Ona ma również dobre miody i wina, ale tylko dla siebie — rzekła Ira. — Słyszałem, że w Połowicach są takie zwyczaje; praktykantom i inżynierowi, który tam prowadzi roboty, dają liche piwo i obiad na ceracie, nawet tańsze potrawy, podczas gdy Tulicka z rodziną je na obrusie, wybredniejsze ma menu i dobre trunki, ale wszystko to razem, na jednym stole.
— Tam się jeszcze lepsze rzeczy dzieją — dodał Maryś — bo często, jak się rodzina pokłóci, to każde z nich przychodzi do stołowego pokoju, ze swoim cukrem i herbatą, a także każde osobno przyjmuje gości, głównie księdza Janusza. Jak on jest w salonie Balbiny, ona go buntuje by do nikogo z jej rodziny nie szedł więcej, w tem uchylają się drzwi, wyłazi czyjaś głowa ze szpary i woła księdza do siebie, tam ponawia się historja, więc, więc biedak idzie do trzeciej, osoby, aż w końcu nasłuchawszy się rodzinnych skargi i żalów, jednych na drugich, wychodzi z pałacu, jak z kąpieli, spocony.
— Osobliwy to dom, panie mój! Teoś jedz, bo to z makiem, znasz przysłowie. Pyszne łamańce, pani dobrodziko. A będzie szuszenina i kisiel żurawinowy?...
— Będzie, będzie, jak zwyczaj każe, dziewięć potraw. Nawet będzie kutia.
— To rozumiem! I dla zagórskich gości nakryte, a jakże!
— Wracając do Tulickiej — rzekł Rymsza — czy to ona kiedyś posłała na stację po nauczycielkę takim wózkiem w deskach od wożenia nawozu?
— Ach nie, ona przecież stara panna. To Korzycki z Zapędów, pokłóciwszy się z żoną o poprzednią nauczycielkę, posłał tak po nową — rzekł Turski ojciec. Ale wózek powrócił z dworca pusty, tylko nauczycielka poleciła fornalowi powiedzieć swemu panu, że jeśli on jeździ takiemi ekwipażami, to ona niema poco jechać do Zapędów, bo przywykła do innych. Kazała mu przytem nawymyślać i tym samym pociągiem odjechała.
Paszowski zaśmiał się.
— Jeżeli Gutek spełni swą solenną obietnicę daną starej Ratyniowej, w Okorowie, że się ożeni z jej córką, to Korzycki poszle taki ekwipaż po synową, może z lepszym skutkiem.
— Czy to już do tego dochodzi?
— O! Gutek nie próżnuje — rzekł Denhoff. — Codziennie o północy, stangret Gustawa wyprowadza cicho konie za bramę folwarku, wytacza tarantas, i jazda w konkury. Rano konie są