Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/186

Ta strona została przepisana.

sze; wszelkich malarek, literatek, poetek, mężczyźni boją się instynktownie; nie nada się do niańczenia dzieci i warzenia krup, w ogóle do kądzieli.
Obrzydliwy pan jesteś! Tembardziej teraz, po tem, co pan powiedział, wolę odrazu odstraszyć, niż żeby po tem, odemnie uciekali, szczególnie tacy, co w kobiecie widzą tylko kądziel.
Maryś Turski patrzał na siostry i myślał.
— Jak też wygląda Maryla?
Wiedział, że będzie na balu i doznawał zupełnej co do tego obojętności.
Pojechali.
Sale w Resursie były już gwarne, bal rozpoczęty. Walc wirował w marzącem tempie unosząc roskosznie oddane sobie, strojne pary. W pośrodku sali stała żywa barykada mężczyzn, wyfraczonych, zawodowych tancerzy, z minami przeważnie mniej mądremi, ale stanowisko ich samo przez się usprawiedliwiało najgłupszą minę. Stojąc tak, niby najmici do tańca, wyszukiwali w rzędach tancerek, siedzących wśród zieleni pod ścianami, piękniejsze i posażniejsze partnerki. Wnet któryś amator opuszczał barykadę, szedł sprężyście do upatrzonej, następował szablonowy uśmiech jego i jej, objęcie damskiej figurki i krąg walca naokoło grupy mężczyzn, jeden lub dwa, zależnie od zgodzenia się z sobą i temperamentu tańczących. Potem znowu uśmiech, tancerz odprowadza damę na jej krzesło, sam zaś powraca do środkowego stanowiska, by rychło znowu ruszyć w inną stronę. Panie siedzą jak na wystawie, wyczekujące, często błagające o tancerzy, panowie jak eksperci badają damski towar i taksują. Słychać w gromadzie czarnych fraków i białych gorsów gęste oceny tańczących panien.
— Widzi pan tę niebieską z różami, podobno sta tysięcy?
— Tak, ale mówią, że papa skąpy, renta roczna nie duża, a gotówki narazie nie daje.
— Tamta w brylantach to gratka! cały miljon.
— Może obiecany jako przynęta? w rzeczywistości rozćwiartowany.
— Śliczna ta w konwaljach! — unosi się któryś.
Ale uświadomiony sąsiad mrozi go jednem słowem.
— Ach to nie warte zachodu! tylko dwadzieścia tysiączków. Głupstwo! Szkoda czasu i atłasu.
— No, jak tak?... Nie wiedziałem.
Denhoffa znajomi zaciągnęli do koła tancerzy, stał niepewnie, jak na cenzurowanem, z niesmakiem, z którym sobie nie mógł dać rady. Słyszał do koła rozmowy o posagach i jątrzył się. Za dużo miał w sobie etyki oraz idealizmu, za wiele delikatności, by go takie uwagi mogły nie przejmować wstrętem.