Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/187

Ta strona została przepisana.

— Targ, zupełny jarmark na panny, quelle cochonnerie! — szepnął do siebie i już chciał opuścić obserwatorjum męskie, ale usłyszał mowę o Maryli i przystanął.
— Ta piękna panna w bieli ze srebrem, co ma pełne włosy tuberoz, to Korzycka z Podlasia, bardzo bogata, ale już zaręczona. Złapał Poszyngier, baron z Kurlandji.
— Jeśli bardzo bogata, warto zagrać w odbijanego. Mnie się więcej podoba — ta jagódka z warkoczami w fijołkach; to cukierek!
— Tylko tyle, cukierek bez bombonierki.
— Taak! biedna?
— Ma jedynie niewinność i urodę do zbycia, zresztą nic. Ach prawda! słyszałem, że już znalazł się amator, zaręczona.
— Czyżby?! A to naiwniutki!
Denhoff wyszedł pospiesznie z grona panów, przetańczył z Dorą i spotkał Marysia w pokoju męskim.
— Pan nie stoi w szeregu tancerzy obserwatorów?
— Nie, podziwiałem pańską odwagę w tym kierunku, odrzekł Turski.
— Rzeczywiście byłem tam, ale już nie wrócę. Tam jedynie słychać informacje o posagach z pannami, bo nawet nie vice versa. Znają na wylot wszystkich papów i renty, jakie oni dają za córki. Istny handel...
— Delikatesów — dodał Maryś.
— Ii, nie zawsze. Są na sali panniska zaawansowane w łatką i wcale nie ponętne, ale pieniążki tam brzęczą, więc powodzenie jest.
— Rola takich panien nieciekawa, szczególniej po kilku karnawałach — rzekł Turski.
— Uważa pan na nasze panny? Dórcia przechodzi z rąk do rąk, aż mnie to złości, a panna Ziula jak wiruje po sali; ślicznie wygląda w tych różowościach i bzach, żeby ją ujrzał Kocio teraz... Co?... Ale nie dla kota sperka. Albo nasza malarka?... przeszła samą siebie, kręci się koło niej jakiś obywatel i patrzy, niby w słońce. Paszowski wywróżył. Pannę Korzycką pan widział?...
— Widziałem.
— Pytała o pana — skłamał Ryszard — niech pan z nią tańczy, panna wspaniała! Powodzenie ma szalone.
Denhoff odszedł. Maryś wypatrzył Marylę po raz setny dzisiaj i łowił ją wzrokiem. Srebrzyła się pa sali w nieustannym wirze, promieniowała jak piękna gwiazda, lśniąc bogactwem wdzięków kobiecych, jej usta grały życiem, muzyka szła od niej i urok. Turski porównywał ją ze swemi siostrami. Tylko Dora mogła z nią rywalizować, lecz różnił je odrębny czar, jakby z odmiennych planet sfrunięty. Dora była błękitna, z idealnej mgły, dziecko gwiezdnych sfer. Maryla przeciwnie, ziem-