Eeee! te... te... panie Mahjanie, czy pan wie o naszem szczęściu hodzinnem?
— O jakiem szczęściu?
Hrabia ogarnął ucho dłonią.
— Aa! Hee!... Co takiego?
— Jakie szczęście? — huknął Maryś.
— Eee... te... nasze, hodzinne. Ma foi! Żona mi ee... te... te... p... phezent zhobiła.
— Pewno kupiła trąbę do ucha — rzekł Maryś trochę ciszej.
— Mamy... ee... te... potomka.
— A winszuję! Syna.
— Eeee... tee... cóhkę, tylko cóhkę, ee... infantka tak... te... Ma foi!... Infantka. Ale ee... piękność powiadam panu.
— No, naturalnie i genjusz!
Hrabia śmiał się.
— Eee... te... bahdzo, bahdzo miłe dziecko. Jestem wzohowym papą... Ha! ha! kocham się we własnej cóhce. Eee... A phopos.. czemu pan nie zatrzymał się w Warszawie dłużej wówczas po tych awantuhach... a... afhykańskich, w jesieni... po tej... tej konstytucji. Ja ee.. te... te pisałem, phosiłem, jeszcze wtedy... e... z Mahylą... był czas... Tehaz...
— Teraz za późno. Wiem! Do widzenia hrabiemu, idę tańczyć.
— Ee... pa... pahdon, pahdon, phoszę bahdzo.
— A to... ee... nahwaniec afhykański — rzekł hrabia po odejściu Marysia.
Mazura Turski znowu tańczył z Ireną, która bojąc się o niego wolała z nim być. Widząc przed sobą pannę Korzycką z Poszyngierem Maryś szalał. Ulubiony zawsze taniec teraz opętał go. Razem z Irą, tańczącą bardzo dobrze, tworzyli wyborną parę. Marjan odznaczał się brawurą i zapałem, był klasycznym mazurzystą. Czasem szarżował i wówczas stawał się dziarskim, rozhukanym chłopcem, widzącym szał w tańcu, unoszonym wichrowatą, stepową jakby naturą. Częściej płynął po sali tempem eleganckim, niesłychanie wytwornem, czyniąc półobroty do tancerki spokojne a wykwintnie kokieteryjne, lub wyprzedzając ją patrzał w jej oczy z przejmującą magnetyczną siłą.
— On chyba zapomina, że to ja, myśli, że tamta... rzekła Ira do Ziuli podczas ogólnego koła.
Turski z — Ireną i Denhoff tańczący niezrównanie z Dorcią, zainteresowali wiele osób. Dowiadywano się kto to, ale nikt nie chciał wierzyć, że Turski tańczy z siostrą.
— Chyba jakaś nowoczesna miłość łączy to rodzeństwo — ktoś szepnął.
Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/192
Ta strona została przepisana.