Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/206

Ta strona została przepisana.

— Pan niedowierza widzę! Myśli pan, że to już nie dla mnie? Wszystkie moje wielbicielki były z tytułami tylko gołe, pierwsza Wirska jest bardzo posażną.
Przewróciło mu się we łbie, nic innego — pomyślał Paszowski, głośno zaś rzekł.
— Hajda panie! Nie wiedziałem, że pan miewa wielbicielki. Jeśli tak, to winszuję! Same tytuły, tylko gołe, no, no! a teraz i tytuł i nie goły. Ależ panie mój, korzystaj, oświadczaj się, łap... tę... zakochaną, ha, ha, ha, księżniczkę, hi, hi, hi! i żeń się, zrób łaskę Wirskim. Dalibóg!
— Ja panu mówiłem w zaufaniu, a pan obraca w żart moje zwierzenia — zawołał Bronisław obrażony.
— Panie mój, owszem, cały zamieniam się w słuch. A to dopiero splendorem nielada ozdobi pan swoją rodzinę, Perzyńscy teraz wyrosną jak na drożdżach... ho! ho!
Pan Wojciech mówił ciągle ironicznie, lecz Bronisław uniesiony zapałem nie odczuwał tonu.
— Tak istotnie, ród Perzyńskich przyoblękę w blask, bo aż w mitrę książęcą...
— Mea culpa! narzekam na Teosia, ale on mądrzejszy niż ten rydz — mruczał Paszowski.
— Co pan mówi?
— Podziwiam! Podziwiam. Więc w mitrę. Ho! Ho! I kiedyż to umitrowanie się nastąpi?
— Tsss... już w krótce, pojadę na Wołyń zaraz po wyborach.
— A może pana wybiorą na posła do Dumy?...
— Tss... pan żartuje, za młody jestem na taki zaszczyt. Z czasem, kiedyś...
— Jako zięć księcia Wirskiego... To pięknie brzmi! Ale pańskie, takie niby głębokie uczucie dla panny Maryli, widocznie zgasło... Hę?
— Panna Maryla jest materjalistką.
— Pan zaś nie?...
— Ja się różnię i od niej pod tym względem i od Turskiego. Oboje skazili sanktuarjum rodzinne.
— Jakie sanktuarjum? Człowieku co gadasz? Panie mój! Korzyccy mają sanktuarjum rodzinne? Ha, ha! Ile członków rodziny, tyle dróg, każde w inną stronę, a ten, do wszystkich aniołów niebieskich i ziemskich, o sanktuarjach gada! Albo co znowu Turski zawinił panu?
— Turski? bo zaniechał Korzycką i poszedł do Amy. Ale pan nie pozwoli mi skończyć. Panna Maryla pomimo, że Turski rozsypał przed nią szklane paciorki swej duszy...
— Turski, panie mój, w duszy ma perły, nie jakieś tam szklane paciorki, to może ktoś inny i o nim pan mówi.
— Znowu pan przerwał. Otóż on, powtarzam...