— To panu ktoś głupstw naopowiadał. Panna Ira uważa Denhoffa jak brata, nic więcej. Może się trochę w sobie durzyli? Co nic dziwnego. Ale zresztą taka plotka jak i o Ziuli, że była po słowie z Kociem. Panna Ira prędko już poszle swój obraz do Zachęty sztuk pięknych w Warszawie.
— Tsss... czyżby Zachęta upadła aż tak nisko, żeby zawieszać na swych ścianach utwory panny Turskiej?
— A! panie mój, owszem! proszę ubolewać nad Zachętą. Widzi pan jednak, że są ludzie głupsi, niż pan. Ha, ha! Prace panny Ireny oglądali artyści, malarze warszawscy i orzekli, że przyjmą jej obraz do Zachęty. Będzie się jeszcze kształciła w tym kierunku, pracowała dalej, ale początek doda jej bodźca.
Takie powodzenie powinno cieszyć jej znajomych, jak raduje mnie, Denhoffa, Brewiczów, którzy jej sprzyjamy. Ale pan, do wszystkich aniołów niebieskich i ziemskich, jest inny. Człowiek o podwójnej duszy. To rarytas!
— Panna Ira będzie myślała, że jest wielką, a jest tylko tsss... zero, okrągłe zero w malarstwie.
— Dalibóg! A to złośliwość! Pan się dziś uwziął na pannę Irę. Co znowu, panie mój! Już tam zarozumiałości to w pannie Irze nie doszukasz. Zawsze o sobie wątpi. Muszę jej spytać, co ona panu zrobiła złego, że pan tak obie swe dusze na niej ostrzy, Ale ona nie dba o plotki i czyjąś niechęć nieuzasadnioną.
Gdy Perzyński zrozumiawszy, iż źle trafił, żegnał Paszowskiego, stary pan rzekł mu jeszcze.
— Przekonałem się, że ta mitra, zanim ozdobiła pańską głowę, już sprowadziła porażenie od blasku. Proszę się strzedz; najlepiej wziąć prysznic, bo to chłodzi rozpaloną mózgownicę..
Perzyński zły okropnie odjechał.
Pan Wojciech dokończył za nim.
— ...która i w zwykłych warunkach napchana jest zarozumiałością. A to, panie mój, pyszałek!