ją. Denhoff to czuł i cierpiał, lecz zmienić się nie potrafił, nawet nie próbował, mówiąc, że w „kostjumie cnoty“ byłoby mu tak samo nie do twarzy, jak w kontuszu. O Wodzewie znowu zapomniał, sprawy społeczne wypaliły się w jego mózgu, niby ogień bengalski. Nie myślał już o reformach, ani o narodowych pochodach. Nowy pomysł nadleciał z obszernych krain jego fantazji i opanował całkowicie. Denhoff postanowił jechać do Rosji, aby tam fotografować spustoszone majątki podczas rewolucji. Gdy oznajmił o tem narzeczonej, spojrzała na niego bezmiernie zdumiona.
— Co pan jeszcze wymyśli ekscentryezniejszego, bo i to już dziwaczny projekt. Ciekawam!
— Świetny projekt! Piszą o zniszczeniach rezydencji, ale nikt tego nie widział, nędzne zaś ilustracje w dziennikach nie dają chyba wyobrażenia? Ja porobię duże, szczegółowe zdjęcia dewastowanych majątków, z pewną wzmianką o każdym z nich i datą dewastacji, nawet z barwnym, groźnym opisem katastrofy. Utworzę z tego materjału wspaniałe album, raczej dokument historyczny, pięknym drukiem na ozdobnym papierze, w oprawie en luxe i rozrzucę po kraju. Zdobędę popularność.
— Wątpię! Fotografowanie dewastowanych majątków rosyjskich, prócz kosztów i straty czasu, korzyści innych panu nie przyniesie. W dodatku będą się z pana śmiali, a ja tego nie chcę — rzekła Dora.
— Właściwie jak mam postępować, żeby pani była zadowoloną z narzeczonego? — spytał kwaśnym tonem.
— Pragnęłabym, żeby pan poważniej myślał o życiu i jego obowiązkach. Są rzeczy pilniejsze do zrobienia, niż podróż w głąb Rosji dla dogodzenia fantazji.
— O tak! są rzeczy pilniejsze, naprzykład nasz ślub, ale pani się na to nie zgadza. Cóż poradzę?
— Jest pan obywatelem, ma pan duży kawał ziemi, wytknięty teren do pracy, ogromne zadanie, lekceważyć go nie można. Ktoś inny na pana miejscu czuł by się szczęśliwym, pracowałby z zapałem i pożytkiem dla kraju.
— Dudusiu, przez litość! znowu morały? Żebyś wiedziała, najdroższa, jak ci w nich nie do twarzy.
— Ja pana nie chcę moralizować, wiem, że to na nic, tylko odpowiadam na pańskie pytanie, jakim chciałabym widzieć narzeczonego. Mógłby się pan stać poważnym, gdyby chciał.
— Ależ chcę, marzę o tem, żeby się tobie, Doruchna, podobać, tylko cóż ja w Wodzewie mogę? to zbyt ciasny teren dla mnie. Ja mam szeroką naturę, potrzebuję dużo przestrzeni, rozległych projektów! i coraz nowych.
— Niech pan zajmie się szczerze Wodzewem, tam jest mnóstwo roboty.
— Wodzewo jest już jak cacko.
Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/210
Ta strona została przepisana.