Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/212

Ta strona została przepisana.

Rosji. Dora postanowiła zwalczyć go, żartowała z projektów Ryszarda, lecz to go ubodło. Po nowej, dość ostrej sprzeczce wyjechał z Olchowa do Warszawy, skąd miał wyruszyć dalej. W stolicy zastał państwa Turskich, Marysia, Irę i Ziulę, którą od balu rodzice jej zatrzymali u siebie. Denhoff domyślał się, że jest i pani Ama, tylko incognito, po wszystkiem bowiem co zaszło pomiędzy nią i młodym Turskim, nie mogła być w towarzystwie jego rodziny. Irena żyła jak w gorączce, bo właśnie w tym czasie umieszczono jej dwa obrazy w Zachęcie sztuk pięknych.
Na drugi dzień po tym ważnym dla Ireny fakcie, całe towarzystwo z Worczyna i okolicy poszło na wystawę. Był nieodłączny Paszowski z synem i Perzyński. Dwa płótna Ireny zawieszone w dobrem świetle wyglądały efektownie. Obraz większych rozmiarów wyobrażał obszerne pole dojrzałej pszenicy, obfitej i bujnej, jaskrawo przetykanej purpurowemi makami. Z boku łanu stała wiejska dziewczyną, sama jak mak i w wieńcu z maków na lnianych włosach. Trzymała w ręku sierp, bezradnie, z takim wyrazem na prostej, ładnej twarzy, jakby żałowała niszczyć pięknego kobierca ze złota i purpury. W głębi energicznie rzucona postać starego chłopa, także z sierpem, który z groźną miną odrzucał precz maki; jakby zły na chwast przepełniający mu zboże. Kontrast wyrazów tych dwojga wieśniaków był plastyczny, całość zręcznie uchwycona i malownicza. Drugi, nie duży obrazek, przedstawiał kwitnące irysy na grzędzie.
Irena nerwowała się; niepewność pierwszego występu przed publiką rozstroiła ją niesłychanie. Miała wrażenie, że wszyscy patrzą na jej obrazy z ironją, że wyszydzają, jej utwory, że cała nadzieja runęła. Siedząc na sofce z matką i ojcem, przejęta chwilą, mieniła się na twarzy. Tymczasem powodzenie było, płótno oglądano ciekawie, krytyki bardzo różne, czasem pochlebne brzmiały dokoła. Denhoff zachwycony przybiegł do niej z rozpromienioną twarzą.
— Winszuję pani! Wspaniałe prace! Te maki żyją, one mają odrębną psychologję, ta wiejska Małgośka zaraz przemówi „tato nie ciskajta maćków“, chłop zaraz będzie klął „wcierności kwieciska!“ O! wybornie! Koloryt pyszny, to słońce parzy poprostu.
— Niech mi pan nie robi tak głośnej reklamy, panie Ryszardzie — prosiła Ira. — Jestem panu nieskończenie wdzięczna za pochwały, ale ciszej, na Boga! bo mnie pan zdradza.
— Ależ będę głośno krzyczał, że to są pani płótna.
Podeszła do nich szeleszcząca, wytworna postać kobieca.
— Panna Maryla! — zawołała. Irena podnosząc się. Państwo Turscy powstali również, i Denhoff.