Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/217

Ta strona została przepisana.

je najostrzej, to słusznie, bo od tego krytyka; autor wie co mu zarzucają i czego powinien się wyzbyć w swych utworach, malarskich czy innych. Ale początkujący talent bezwzględnie odsyłać do kądzieli, potrafią tylko tacy, którzy sami nic nie zbudują, bo można być inteligentnym lecz bez żadnego talentu, nikt niema o to pretensji, tylko po co zaraz taka złośliwość! Ja sądzę, że krytykę ową pisała kobieta, może sama tylko do kądzieli i do cerowania skarpetek najzdatniejsza. Mężczyźni są zawsze sprawiedliwsi, oraz mniej złośliwi. Męskie pióro w krytyce odrazu można poznać. Prawda panowie?
— Słusznie! Tak, przyznajemy! — rozległy się głosy. — Górą mężczyźni.
— Jakaś baba... pardon, dama zazdroszcząca pani powodzenia, nasmarowała tę krytykę — wołał Denhoff, — kobiety wszystkiego zazdroszczą drugim kobietom, mężczyźni rozumniej rzecz traktują.
— Zdrowie męzcyzn! — huknął Teoś!
— Ach ty profanie jeden, panie mój! Jak można? pierwsze powinno być zdrowie dam, pomimo ich błędów i słabostek.
— Zdrowie panien! — krzyczał Denhoff.
— Zdrowie mojej parafjalnej pszeniczki! — wołał ksiądz. W pani ręce, panno Iro, niech tam pani przy obrazkach i o proboszczu niezapomina. Stuła czeka. Niema tu jeszcze jednej dobrej pszeniczki, panny Maryli Korzyckiej. Zdrowie nieobecnej!
Maryś zmieszał się.
— Panna Ania, Joasia i Dora, niestety, nie moja pszenica, ale panna Ziula obiecała ślub brać w Okorowie. Zdrowie narzeczonych! Wiwat!
Z wesołym gwarem wracano do Worczyna. Panowie, po licznych kieliszkach wypitych u księdza, mieli nadzwyczajne humory. Ira jadąca z Ziulą i Rymszą lekkim wolantem, ścigała się z Denhoffem, Dorą i Marysiem, którzy jechali amerykanem wodzewskim. Denhoff rozpuścił gniadą czwórkę i walił z kopyta, aż grudy ziemi sypały się po bokach. Rymsza powożący czterema karoszami przy wolancie, pędził jak szalony. Ira i Ziula rozbawione, pomagały mu szarpiąc lejcami i wołając na konie. Paszowski na swej dryndulce z Tylemego, zaprzężonej w mizerne „kirgizy“, nie myślał nawet o współubieganiu się z powozem państwa Turskich i zawołał głośno z komiczną miną.
— Widzicie dobrodzieje, jak się tamtym święconego chce, osobliwie pewno prosiaka z chrzanem? aż wyścigi urządzili.
Pani Turska śmiała się, mąż jej pobłażliwie kiwał głową.
— Zmęczą mi karosze, ale to pewno dla zwyczaju tak pędzą, bo i wszyscy chłopi tak samo — tłumaczył pan Turski, nie chcąc uznać, że wesołość młodzieży trochę go raziła.
Paszowski wołał.