Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/22

Ta strona została przepisana.
IV.

Denhoff składał wizyty, odnosząc przytem bardzo różne wrażenia. U Korzyckich był swobodny, trochę szarżował, bo czuł, że można, jak w salonie dorobkiewiczów. Instynkt mówił mu, że jakkolwiek w tym domu starano się, aby gość widział dużo koron i herbów, to jednak zbytecznem byłoby skłaniać głowę przed temi klejnotami.
Za jaskrawo świeciły i przez to nasuwały podejrzenie — falsyfikatów.
Ale oprawa całości wspaniała. Były w Zapędach rozmaite naśladownictwa zebrane jakby do jednej puszki, tylko nie mogły się w niej utrzymać, przeciekały szparami nazbyt wyraźnie. Denhoff zrozumiał pierwszy raz w życiu, że za pieniądze można kupić sobie rajskie pióra, ale nie do każdego grzbietu one się przystosują. Z goryczą poznał różnicę pomiędzy kulturą wewnętrzną a zewnętrzną cywilizacją. Oboje Korzyccy i starszy syn Gustaw byli dobrym przykładem takiej dwoistości. Ich powierzchowne karmazyny nie spinały się szczelnie, choć je sztucznie ściągano. Ryszard z przyjemnością myślał, że on pomimo swej politury i dużego majątku, posiada jeszcze oprawę duchową, cechującą przedewszystkiem szlachetność gleby. W Worczynie był młodym przybyszem pomiędzy starymi, w Zapędach przeciwnie, był odroślą starych pośród bardzo nowych. I to napawało go dumą.
Z Korzyckich odznaczała się inaczej i lepiej wdzięczna postać panny Maryli i zuchowata Mięcia. Wpływ wychowania i na nich się odbijał ale już nie bezpośrednio, lecz jak przez klasyczny pryzmat z kryształu. Maryla miała zamiłowanie do przepychu, blichtr ją porywał i dlatego Denhoff jej zaimponował. Słuchała gorliwie Ryszarda o urządzeniach wodzewskich, sama podsuwając pomysły równie ekscentryczne jak świetne i kosztowne. Miecio żartobliwie rzecz traktował.
— Jeżeli pan jest dobrym sąsiadem to powinien trochę dbać o ich spokój i... całość. Jeżeli zaś w Wodzewie będzie coś przewyższającego Zapędy, to nasz papa pęknie z oburzenia — mówił do Denhoffa.