Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/223

Ta strona została przepisana.

— Niedokończonych... błękitnych snów — szepnęła Ira ze smutkiem.
Maryś zaśmiał się gorzko.
— Moja kochana! Oni przynajmniej mieli początek takich snów, zakosztowali ich, pili nektar szczęścia dużym haustem. Niektórzy i tego nie zaznają nigdy, dla wielu osobników błękitny sen... miłości, to jedynie... bajka.
— Nie mów — tak Marysiu.
— Ale, bo wy wszyscy wierzycie w długotrwałe miraże i utopje. Kto zdobył chociaż rąbek szczęścia, ma już wspomnienie i jest... magnatem.
Oboje zamyślili się tęsknie.