Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/224

Ta strona została przepisana.
XI.

Wodzewo chyliło się do upadku. Gospodarstwo prowadzono niedbale i bez rachunkowości. Wroński rządził po swojemu, z wielkim nakładem kosztów, obiecywanych dochodów jednakże nie dawał. Sąsiedzi spoglądali ze zgrozą na wodzewskie porządki, nikt już nie wątpił, że ruina zbliża się wolno, ale stale. Denhoff przekonywany przez Turskiego, ojca, zgadzał się z nim co do koniecznego rozstania z Wrońskim, często wracał z Worczyna z zamiarem ostatecznej rozprawy ze swym rządzcą i zawsze poprzestał tylko na zamiarach. Wroński potrafił przeczuć co Denhoff myśli i umiał jednem słowem zniweczyć cały plan swego chlebodawcy, skierowując jego uwagę w inną stronę. W kasie były groźne niedobory, ale wydatki mimo to rosły. Denhoff zaczął robić długi. Nie przerażało go to, gdyż nie zdawał sobie jasno sprawy ze swego położenia; majątkowe interesa lekceważył, ufając, że Wroński podniesie dochody do niesłychanych sum. Rządzca na zasadzie tejże samej ufności w kapitały Denhoffa, których nie było, robił nadużycia bez myśli o wynikach ostatecznych, te zaś przewidywały osoby bezstronne, patrzące z boku.
Po wyjeździe Dory z Worczyna, Ryszard korespondował z nią coraz drażliwiej, listy obojga zawierały w sobie żale, wymówki wspólne, jakby tajoną jeszcze niechęć.
W maju Denhoff pojechał do Olchowa w celu pożegnania się z Dorą, przed wycieczką do Rosji. Po kilku niemiłych scenach Dorcia rozchorowała się. Ciągłe walki z sobą, rozważania przykre, doprowadziły dziewczynę do nerwowych ataków. Dostała anemji. Lekarze wysłali ją do Krynicy. O ślubie nie mogło być mowy, chociaż Denhoff nalegał. P. Zborska oparła się stanowczo i wyczerpaną córkę wywiozła na kurację, w końcu maja. Denhoff odprowadził je do granicy, sam zaś zamiast do Rosji, wyruszył do Ciechocinka. Tu znowu udawał bogacza, intrygował sobą miejscowe towarzystwa, urządzał spacery, majówki, zabawy kwiatowe. Bywał na tygodniowych wieczorach, zachwycając kobiety tańcem swym i elegancją, oraz wykwintnym flirtem.