Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/227

Ta strona została przepisana.

Dorcia już nie jest jego, odeszła jak realny cud, zostało tylko jej tchnienie, jej wizja w rozżalonej duszy. „Chi va piano va sano“ mówi włoskie przysłowie. Czy to prawda? Kto idzie wolno — idzie pewno? oni biegli szybko do siebie, dążyli w swe ramiona z gorączkowem pragnieniem, padli w nie z zachłannością, pili haszysz ukryty w uścisku niewinnym swych ust rozpalonych, śnili o przyszłości i... stanęli w swym locie do szczęścia. Są już bezradni. Jego tęsknota obecna to rzeka wezbrana, lecz otoczona wałem niemożebności, nie wsiąknie w ten wał i nie rozleje się ponad nim. W miarę wzrastania jego tęsknot i żalów wznosi się również i zapora dzieląca go od Dory. On zna Dorcię, jej silę woli i stanowczość, gdy raz postanowiła zerwać z nim, nie zachwieje się, nie powróci dawna zorza do jej duszy, już zbladła na zawsze. Ale gasnąc i mnie zgasiła — myślał młodzieniec, zatopiony w młodej zieleni parkowej i w swych ponurych rozmyślaniach.
Stanął przed sosną — głowonogiem, oczy skierował na obrazek święty i chłonął do duszy nikłe atomy rodzącego się spokoju. Wizerunek Bogarodzicy zawieszony tu przed rokiem nasunął mu tysiące myśli różnorodnych, złączonych ściśle z jego przyjazdem do Wodzewa. Zrobił krótki rachunek sumienia. Co ja tu stworzyłem przez ubiegły rok? — pytał sam siebie. Przesuwał w pamięci wszelkie reformy i pomysły, wytworzyły one wielkie koszta bez rezultatów. Upiększył tylko dom, park, budynki, nie, nawet już nie to, pola? no tak trochę, postawił murowany budynek na centryfugę, urządził ją prawie zbytkownie i teraz chcę ją sprzedać, bo Wroński się skarży, że mleczarnia jest dla nich ciężarem. Ach teraz wszystko jest ciężarem, co dawniej, przed rokiem było koniecznem. Wozownia zapełniona drogiemi powozami, stajnia końmi, ale to jeszcze mało, mało.
— Ja mam tu mnóstwo roboty, mam cel wytknięty, warsztat pracy duży... Zastanowił się. — To samo Dorcia mówiła, to są jej słowa.
Więc iść za echem jej głosu, wypełnić jej wolę i marzenie, które pragnęła wszczepić w niego. Niech ona teraz będzie gwiazdą przewodnią jego czynów, jego działań obywatelskich, niech jej duch rozdwoi się i służy mu za bodźca do pracy, niech się stanie dźwignią jego ducha, niech popycha go do zmiany życia na lepsze. Denhoff doznał jakby olśnienia, wstrząsnął nim gwałtowny rzut nowej podniety, zawsze bardzo cenny wówczas, gdy wpadnie sokolim lotem w apatyczne kręgi myśli. Otrzeźwił się. Zrozumiał istność swego bytu, swych zadań społecznych i uznał, że są one tak szczytne, iż przewyższają ból dzisiejszy i powinny go zużytkować jako motor do dalszej pracy, do rozleglejszych celów.