Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/230

Ta strona została przepisana.

— Jak nie wiem co! Komedja! Zapatrujesz się na Denhoffa, bo i, on podobno zerwał, słyszałem.
— Zerwała panna Zborska, nie on.
— Te, te, te, jak niewiem co, wolno wszystko mówić, ale nie wewszystko wierzyć. A tyś się na tę Zborską zapatrzyła. Co? Ha!
— Ojciec wie o tem dobrze, że Poszyngiera, zawsze niecierpiałam. Zaręczyliście mnie sami wówczas, gdy byłam bierną i było mi wszystko jedno, co się ze mną robi. Ale dłużej tej komedji nie chcę.
— Znowu jej pewno zaświtał w głowie Turski, za niego się wybiera — sarknął Gustaw.
Maryla z płonącemi oczyma wskazała mu drzwi.
— Proszę cię wyjdź! ja sama z ojcem rozmawiam! — zawołała groźnie.
Gucio zgrzytnął zębami, w tej zaś chwili wszedł hrabia Skórski.
— Eee... te... te znowu awantuha?...
— Maryla zrywa z Poszyngierem! — wybuchnął Korzycki.
— Eee...te... bahdzo thafne. Ma foi!
— Idź że hrabia do licha! Tfu! Jak niewiem co! Dziewce się w głowie przewróciło, a on potakuje. Czemu nie chcesz Poszyngiera? mów prawdę — krzyknął do Maryli.
— Eee... te... te ohdynahnie bahdzo pan z cóhką postępuje. Ooo Fi donc!
— Czemu nie chcesz Poszyngiera?
Maryla stała sztywna, zimna, tylko z płomieniami w oczach, jak posąg przeczenia i silnej woli.
— Nie chcę barona, bo jest mi wstrętnym, bo jego miljony nic mnie nie czarują, bo go... nie kocham!!
— Tere fere, jak niewiem co! Nie kocham! — argument najważniejszy.
— Ee... te... pahdon, bahdzo ważny, natuhalnie.
— Ona kocha innego! — zawołał Gucio przewracając oczyma i załamując ręce ruchem melodramatycznym.
— Co? co? Jak niewiem co! Kogo ona kocha?...
— Nazwiska jego... nie powiem — deklamował znowu Gustaw.
— Kocham Marjana Turskiego i tylko on będzie moim mężem — rzekła Maryla z siłą w głosie.
— Bhawo! ee... te... te... Thès bien!
— Kogo ona powiedziała? Turskiego? Co?! Ha! Jak nie wiem co.
— Wyjdę tylko za Turskiego, proszę to uważać za ostatnie słowo w kwestji mego zamążpójścia, ostatnie i niezmienne — rzekła Maryla i wyszła z gabinetu.