— Quelle bhave filie! ce... te... tfe... to mi się bahdzo podobało.
— Ale mnie się nie podobało! — huknął Korzycki. Za nic na to nie pozwolę.
— Eee... te... właściwie dlaczego?...
— Bo... bo... jak nie wiem co, bo nie chcę i już.
— Eee... ach... to... tylko kaphys, ale nie... ee... te ważny powód. Tuhski jest bahdzo porządnym człowiekiem z wybohnej polskiej szlachty, nieposzlakowanej... ee... te... opinji, tak, znakomitej heputacji, przystojny, dzielny i ee... te... bogaty. Dostanie z czasem Wohczyn. Tuhów już ma ee... te... te piękny majątek, panna Ihena będzie miała tylko posag.
— Poco mi hrabia wylicza to wszystko, jak nie wiem co?
— Eee... te... bo phagnę się dowiedzieć, co pan zarzuca Tuhskiemu, że go nie chce za zięcia?
— Jak nie wiem co, zaraz zarzucam! nic nie zarzucam. Psiakrew, cisną mnie do muru. Czemu Turscy naprzykład nie bywają u nas. Co? Ha!
— Ee... to... to tylko ich osobista sphawa... zhesztą oni będąc bahdzo solidnymi ludźmi ee... te... te...
— Nie chcą należeć do naszej firmy. Vieux Korzycki et fils — wtrącił Gustaw złośliwie, zakładając palce za kamizelkę.
Zaczęła się nowa kłótnia pomiędzy ojcem a synem. Hrabia Artur krzywił się, denerwował, ale przecierpiał całą litanję wymysłów teścia, sarkazmów Gustawa i z uporem, godnym sprawy, bronił Marjana Turskiego. Nieszczędził przytem różnych domyślników, z których Korzycki wywnioskował wyraźnie, że Turscy nie chcą małżeństwa syna z jego córką, ale że to małżeństwo rehabilitowało by poniekąd rodzinę Korzyckich mocno w opinji zaszarganą. Hrabia mówił o tem delikatnie, półsłówkami, palnął tylko bez żadnych obsłon, że ojciec Poszyngiera, kurlandczyk i miljoner, z początku był kotlarzem, syn zaś został już baronem, czyli, że Turski nawet bez tytułu i miljonów jest partją świetną w porównaniu z tamtym dorobkiewiczem. Hrabia nie omieszkał również zaznaczyć, że i Korzyccy do wielkich rodów nie mogą mieć pretensji, ponieważ są także dorobkiewiczami, ale już o pochodzeniach i stanowiskach dziadów swego teścia, Skórski grzecznie zamilczał. Przemowa ta spowodowała najpierw gniew Korzyckiego i klątwy, potem głęboką zadumę, wyglądającą na szczere wpatrzenie się w istotność słów hrabiego i przyznanie mu słuszności.
Skórski z gabinetu teścia poszedł do Maryli. Rozmawiali z sobą bardzo długo. Panna Korzycka napisała do Poszyngiera list, o tyle krótki i suchy o ile kategoryczny i niweczący wszelkie jego nadzieje. Przez kilka dni usposobienie całej rodziny w Zapędach było nie do zniesienia. Maryla chmurna, unikała rodziców, przebywając tylko ze Skórskimi, gdy Miecio powró-
Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/231
Ta strona została przepisana.