cił z uniwersytetu, stał się gorącym sojusznikiem siostry i szwagra. Hrabia Artur działał. Jeździł do Tylemego i z Paszowskim knuli coś tajemniczo. Wynikiem tych spisków były znowu jazdy pana Wojciecha do Worczyna i Turowa, zamykanie się na długie godziny z panem Turskim, dla wyczerpujących i drażliwych rozmów, po których jednakże ojciec Ireny miękł widocznie. Najwięcej ujęła go delikatność Maryli, wzbraniającej się od przywabienia do siebie Marysia z powodu niechęci jego rodziców. Paszowski i Skórski przygotowali grunt, ale Marjana niczem nie zdołano przekonać, że Maryla odmówiła Poszyngierowi, ponieważ kocha jego i, że zaręczyny z baronem, nie będąc projektem jej samoistnym, przyczyniały się do jej zgnębienia i wywołały zerwanie. Młody Turski nie słuchał Paszowskiego, odpowiadał mu krótko na wszelkie tłumaczenia.
— Maryla gdy pragnie to działa, zmusić jej nie można. Znęciły ją miljony Poszyngiera, może jego osoba? zerwała zaś dla kaprysu.
Młodzieniec cierpiał, walczył z sobą, jednak nie wątpił, że Paszowski ze Skórskim chcą go nakłonić do Maryli jedynie tylko na podstawie faktu zerwania z baronem, bez jakichkolwiek danych ze strony panny Korzyckiej. I odgadywał trafnie. Maryla nie upoważniała szwagra, tembardziej pana Wojciecha do prowadzenia knowań z Marysiem, oraz jego ojcem na jej korzyść. Paszowski i hrabia agitowali w tajemnicy przed nią, działając na własną rękę. Skoro jednak Turski nie odzywał się do niej, Marylę ogarnął niepokój. Spotkała go raz w kościele. Jego zmieniona twarz, ociężałość i zgnębienie w młodzieńczej postaci, różne od dawnego wyglądu, wzruszyło ją. Odczuła go całem sercem. Nie wahając się dłużej, napisała do niego bilecik tej treści.
„Chcę się z panem zobaczyć, proszę być jutro na podwieczorku u pana Wojciecha. Maryla“.
Młody Turski nie oczekiwał tego, gdy mu wręczono kopertę z dobrze znajomym adresem, w pierwszej chwili prawie przeraził się. Rozrywał papier z uczuciem jakiego się doznaje otwierając złowrogi telegram. Słowa skreślone i nadewszystko podpis ubezwładniły go, nadmiar wrażenia był tak olbrzymi, że Marjan uczuł się zdruzgotanym duchowo, jakby pod wpływem nieszczęścia. Użył całej władzy swej, by oprzytomnieć.
— Spokoju, przecie to tylko parę słów, nic nie znaczących to jeszcze nic... Spokoju.
Odczytał bilecik powtórnie.
— Nie, to już jakiś wyrok. Podpisała tylko imieniem, tak miękko Maryla. Marylo moja!
Porwało go szalone uniesienie, przycisnął bilet do ust, Wyobraźnia nasunęła mu aż do obłędu upajającą wizję. Błąkał się w domysłach, niecierpliwiło go oczekiwanie następnego dnia.
Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/232
Ta strona została przepisana.