Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/239

Ta strona została przepisana.

Irena i Ziula chciały koniecznie towarzyszyć Marysiowi do Zapędów, ale ojciec nie pozwolił. Panny umilkły. Skoro veto pana Turskiego zostało wypowiedziane, nikt już z zasady nie oponował. Jedynie Maryś przełamał prawo ogólne, ale w wyjątkowych warunkach.
W rodzinie Turskich powróciła dawno przekwitła zgoda. Inny duch powiał. Ojciec, zupełnie ułagodzony, nie mógł nacieszyć się jedynakiem. Przyczynił on mu wiele zmartwień i nawet usunął się czasowo, z urazą w duszy. Pan Turski zawsze z systematyczną stanowczością przeprowadzał swe programy życiowe, niekiedy traktując je zbyt despotycznie. Skoro jednak jakiś wypadek, szczególniej uczuciowej natury, przeszkodził jego zamiarom, bronił się jeszcze, ale w końcu ulegał i, o ile przedtem był trudny, o tyle potem bardzo skłonny do ustępstw, i szczerej harmonji. Dzieci kochał miłością bezmierną, ale nie pobłażał im, przeciwnie, wymagał od nich dla siebie i świata więcej, niż należało. W żonie widział wzór doskonałości kobiecej i pragnął mieć to samo w dzieciach. One jednakże raziły go wielokrotnie. Pan Turski spoglądał nieufnie na „peckielstwa“ Ireny, tak nazywając jej malarstwo. Ale gdy rzeczoznawcy orzekli, że jego córka posiada talent i trzeba go kształcić, gdy pracę jej przyjęto do Zachęty, nadspodziewanie, krytyki zaś były niezłe i rokujące przyszłość młodej malarce, Turski zaczął tę sprawę traktować poważnie, czuł się już dumnym z powodzenia i talentu Ireny. Gniewał go Marjan, zakochany w Korzyckiej. Ambitny ojciec nie miał nic przeciw osobie Maryli, owszem uznawał jej piękność i dar jednania sobie ludzi, ale będąc sam człowiekiem wielkiej szlachetności o bardzo prawych poglądach, nie chciał zgodzić się na wprowadzenie do swej rodziny jednostki, pochodzącej z domu Korzyckich, i tęm samem wejść z nimi w tak bliskie pokrewieństwo. Walka trwała parę lat, zmogło ją uczucie. Wybuch syna świadczący o potędze jego miłości przełamał zaporę w sercu ojca, ale tylko dla przyszłej synowej. Pan Turski zapanował nad sobą, by nie okazać Marysiowi, że ma instynktowną odrazę do jej rodziców i brata i, że konieczna bytność w Zapędach będzie dla niego przejściem bardzo ciężkiem. Gdy Maryś uszczęśliwiony odjechał z Worczyna, Turski wynurzał się przed żoną i córką, gorycz swą wyrzucał z duszy, czując potrzebę tego, chociażby w najpoufniejszym kółku. Mówił smętnie, aż tragicznie.
— Wszystko już teraz zrobię dla Marysia, ale to straszna ofiara, rodzice muszą wiele znieść dla szczęścia swych dzieci. Gdybyż przynajmniej była pewność, że szczęścia tych dwojga nie zmącą kiedy rodzinne stosunki Korzyckich? Maryla go kocha, jednakże pochodzi z nich. Faktem jest, że o pannę Korzyką starał się znany i zamożny obywatel z Litwy, ceniony po wszechnie, z wybornej rodziny. Wyszłaby napewno za niego,