Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/256

Ta strona została przepisana.
XVI.

Zima upływała Denhoffowi na ciągłych rozjazdach, w domu był już tylko rzadkim gościem. Czasem wpadł na wieś na parę dni: odwiedził Worczyn, Tylemego, zatrzymał się dłużej w Turowie, gdyż lubił towarzystwo Marysia i jego żony. Ale patrząc na szczęście tych dwojga, na ich zapał nie blednący, doznawał smutnych wzruszeń, jakby żalu, czy zazdrości. Zapowiedział starszymi i młodym Turskim, że rzuci wszelkie ideały i ożeni się z bogatą parwenjuszką, może żydówką? Projektując tak, wpadł w znakomity humor, było to u niego zawsze następstwem tragicznych rozmyślań. Robił pyszne miny; duże palce rąk zakładał za kieszonki u kamizelki, ruchem eleganckiego salonowca, gogusia z „naszych“, podnosił w górę swą szczupłą twarz o wybitnych rysach i błyskając binoklami, mówił semickim akcentem.
— Tak, ożenię się z jaką baronówną Salcze, lub bankierówną Rachel i wtedy będę panem całą gębą. Zakupię wszystkie majątki okoliczne, Turów, Worczyn, Zapędy, Połowice, ale! powiatu będzie mi za mało! Wówczas pojedziemy z żoną na spacer w karecie, ona wysunie palec przez okno, i pokazując pola, łąki, lasy, dwory będzie mówiła do mnie z dumą, abym dobrze zapamiętał „i to moje... i to moje... i to także moje!“ ja zaś za każdym razem będę pokornie przytakiwał głową z nosem zwieszonym.
Mówiąc to, Denhoff przejął się przyszłą sytuacją, zgiął dłoń przy samej obsadzie, wyprostował palec cienki i długi, i wskazując nim w różne strony, powtarzał z zacięciem charakterystycznem.
— I to moje... i to moje... i to też moje.
Wyglądał tak zabawnie, że pan Turski nie mógł utrzymać zwykłej swej powagi, śmiał się z innymi. W takich razach „Dziudzio“ zaczynał dokazywać, sam urządzał przedstawienia, przebierając się coraz inaczej, zawsze komicznie. Odtwarzał karykaturalnie postacie swych profesorów z zagranicznej szkoły, poważne sylwetki znanych osób cieniował niesłychanie zręcznie. Posiadał istotnie zdolności aktorskie i mówił, że na tem skończy.