gania ich nie zabiły mnie. Nic nie czuć, stać się głazem! Czy to możliwe? Czy nie za silny będzie ból? rozmyślał Denhoff. Trwoga zaczynała go dławić.
Wroński zrozumiawszy sytuację, kręcił się niespokojnie, pieniędzy brakowało, pożyczać już nikt nie chciał. „Panicz“ zwrócił się do Gustawa Korzyckiego o pożyczone mu niegdyś dwa tysiące, ale bez skutku; na szczęście Maryś Turski, uwiadomiony o tem, sam oddał ową sumę w zastępstwie szwagra. Mniejsze pożyczki Denhoffa, udzielone w ciągu dwuch lat chłopom i późnym potrzebującym, którzy korzystali z dobrego serca „panicza“, uważał on już za stracone. Jego dłużnicy albo chowali się przed nim, lub też twierdzili, że są już pokwitowani z długu, tylko, że jaśnie pan nie pamięta; brak wszelkich dowodów kończył sprawę. Z wierzycielami działo się inaczej, krążyli niestrudzenie koło Denhoffa i Wrońskiego, rwąc wszystko co się dało, jakby w formie zadatku na zwrot pożyczki.
W kwietniu Denhoff odbył dwuletnią rocznicę kupna oraz swego przyjazdu do Wodzewia i wyjechał, ale tym razem do opiekuna Rosoławskiego na Litwę. Opowiedział mu ciężki swój start majątkowy, prosząc o radę. Rosoławski znalazł ją od razu. Wytłumaczył dawnemu pupilowi, że kupi Wodzewo fikcyjnie, umorzy wierzycieli swymi kapitałami i, że będzie pozornym właścicielem do czasu, aż uporządkuje interesy. Dużo i płynnie mówił, rzecz przedstawiał wybornie, dowodząc, że sprawa jest jasna i że to dla Wodzewa jedyny ratunek. Denhoff, nic złego nie przewidując, dla siebie i swych wierzycieli zgodził się, bo niemiał innego wyjścia, dał Rosoławskiemu pełne upoważnienie do działania, jak będzie uważał najlepiej. Były opiekun wkrótce objął Wodzewo w charakterze właściciela. Pierwszym jego czynem było pożegnanie się z Wrońskim. Po sprawdzeniu ksiąg będących w rozsypce, po zbadaniu wielkich niedoborów, w kasie, nastąpiła rozmowa ostra pomiędzy Rosoławskim i Wrońskim, oraz wyjazd nagły tego ostatniego. Taki początek podobał się okolicy, oczekiwano zmian na lepsze, chociaż nikt nie mógł zrozumieć jakie jest właściwie stanowisko Rosoławskiego w Wodzewie. Pogłoskom najróżnorodniejszym nie było końca, niektóre z nich krzywdziły Denhoffa przedstawiając go w świetle nie korzystnem, jako zbiega przed wierzycielami. Rosoławski regulował długi z początku dosyć ściśle, ale wkrótce wierzyciele otrzymywali sumy własne o połowę zmniejszone. Powstał z tego powodu krzyk i sarkania interesowanych, lecz woleli poprzestać na tem, niż procesować, tembardziej, że niemożna było spodziewać się pomyślnych rezultatów, gdyż długi Wodzewa hipoteczne i prywatne przenosiły wartość majątku. Rosoławski załatwiał wierzycieli polubownie. Sprytny ten człowiek zrozumiał, że od jego popularności! i dobrej opinji również wiele zależy, chciał zjednywać sobie ludzi uprzejmością wyjątkową, nie-
Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/260
Ta strona została przepisana.