Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/27

Ta strona została przepisana.

Panny były najszczersze, głośno wyrażały swe zachwyty nad elegancją i wykwintnością Ryszarda. Określenie „panicz“ utarło się powszechnie, lecz nie jednakowo wypowiadane. Kobiety nazywały tak Denhoffa z pewną lubością i jakby z dumą, mężczyźni albo z ironją, lub też z domieszką oburzenia, szczególniej młodzież skromniejszego pokroju niż Denhoff, Maryś i Miecio.
Konstanty Leśniewski praktykant z Połowic, pobłażliwie nazywany w Worczynie Kociem, najzawziętszym stał się wrogiem Denhoffa. Wyśmiewał go, chciał zdyskredytować wobec panien, lecz ponieważ sam uchodził ogólnie za naiwnego chłopaczka z pretensjami na młodzieńca, nawet na salonowca, co mu się zresztą nie udawało, więc jego szydzenie pozostało bez echa w stosunku do Ryszarda. Leśniewski pozostał „Kociem“, Denhoff zaś nie przestał być oczkiem w głowie.
„Panicz“ odczuwał wszelkie objawy tak sympatji, jak uwielbienia i niechęci względem siebie. Nie poznawał się jednak na pochlebstwach u ludzi co go chcieli wyzyskiwać. Sam, będąc zanadto szczerym, był łatwowiernym. Ufał wszystkim bez wyjątku, nie wierzył w ludzką złość. Nadużywano go też bezlitośnie, korzystając z jego niepraktyczności i dobrego serca.
Jednym i tym samym robotnikom płacił często po dwa razy przez nieoględność, albo płacił podwójną należność, wzruszony skargami lub prośbą. Spotkanemu żebrakowi, gdy ten trafił na odpowiednią chwilę, oddawał całą zawartość portmonetki, choćby pokaźnie dużą. Robił to nietyle dla rozgłosu, ile powodowany litością; i z tem przekonaniem, że może sobie na to pozwolić. Wierzył w swój majątek i swe szczęście.
Ogólną ciekawość okolicy wywoływał przyjazd do Wodzewa rządcy, którego Denhoff reklamował jako wzór najepszego agronoma, administratora, praktyka i słuchacza uniwersytetu w Oxfordzie.
Pan Wroński przedewszystkiem postanowił swemu pryncypałowi zaimponować. Obejrzał Wodzewo, pochwalił okolicę i grunta, wiedząc już, że to słaba strona Ryszarda, ale skrytykował gospodarstwo, — inwentarze i narzędzia rolnicze. Wyśmiewał pracę poprzedniego właściciela i zapewnił Denhoffa, że z Wodzewa zrobi złote jabłko, tylko żąda całkowitej plenipotencji.
Denhoff dał ją bez wahania.
Pan Turski próbował tłómaczyć, przez życzliwość dla Denhoffa, ostrzegał go, aby nie dał się tak opanować Wrońskiemu.
Stary Brewicz z Woli-Wierzchlejskiej perswadował również i Maryś i Ira, ale Ryszard nikogo nie słuchał, ufał tylko swemu rządcy. Drażniły go wyraźnie wszelkie poboczne rady i uwagi.