Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/290

Ta strona została przepisana.

oświetla piekącemi ogniskami cynizmu. To już nie pesymistyczna mgła, to już cynizm.
Tylko fatum bluzga śmiechem!
Wyszedłem z mego milieu, zżyłem się z niem od kolebki, obecna sfera ludzi, otaczającą mnie, jest mi nieznaną. Ale ponieważ będę obracał się wśród niej bardzo długo, może już całe życie, zatem chcę ją polubić. Napiszę do pana Paszowskiego, że z naturą moją nie obchodzę się tak brutalnie, jak mi doradzał, lecz jednak, że przyciszam ją w sobie z dobrym skutkiem. Tak panno Iro, rzuciły mnie losy daleko od was wszystkich, ale i pani pracuje, tylko odmiennie. Pani w Krakowie dąży do swych celów, panna Dora suszy sobie główkę na uniwersytecie, ja zaś w otoczeniu fornali, parobków przy rolnej pracy, wśród natury, pragnę, marzę, tęsknię, oraz idę do jedynego już ideału odzyskania Wodzewa. Odzyskam go, bo chcę! Cała dusza moja, serce, nerwy, krew, wszystko, co we mnie czuje i tęskni, wszystko mnie tam gna, aż kiedyś... kiedyś na zagon wodzewski „panicz“ powróci! To nie są puste słowa, proszę w nie wierzyć, tak, jak ja wierzę.

· · · · · · · · · · · · · ·
· · · · · · · · · · · · · ·
· · · · · · · · · · · · · ·
· · · · · · · · · · · · · ·