Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/30

Ta strona została przepisana.

— Spóźniają się panowie, tylko pan do nas spieszył — zaszczebiotała Ania Turska.
— A my za panem najwięcej stęsknione. Ja o panu marzyłam cały rok na pensji — wołała Joasia — Kula, grubym, męskim głosem.
Paszowski porwał dziewczynę wpół i ucałował.
— Staremu wolno! A smaczny buziak jak poduszeczka. Wyrosła nam panna Kula i jeszcze potłuściała; łydeczki... moje uszanowanie!
— A nieprawda! Nie widzi pan, bo suknia przykrywa.
— Krótka sukienczyna, krótka, jest się czem pysznić, żałować widoku nie trzeba, to urok piętnastu latek — przedrzeźniał Paszowski i bez ceremonji całował wszystkie panienki po kolei.
— Panna Ania, widzę, zawsze jednakowo rezolutna i nieprzystępna. A tu jest ktoś co tęskni, Bolutek Osinowski, a jakże! Panna Ziula z aparatem. Brawo! będziemy się fotografowali.
— A o mnie, to pan już zapomniał? — spytała wdzięcznie Dorcia Zborska.
— Wenero moja! Ja oślepłem na twój widok. Cóż tam nowego, dużo się nazawracało główek? Jest tu u nas w okolicy jedna cacana główka, pewno nie długo posiedzi na karku jak zobaczy pannę Dorcię. Ajaj! Cóż za oczki! mnie staremu ciarki idą. A te dudki nie przyjeżdżają.
— Niech nam pan powie jaki ten „panicz“ jest! Czy bardzo ładny? — pytała Kula.
— O ładny! On tu straci głowę, ale i panienkom radzę się ostro trzymać. Proszę sobie wyobrazić, że nosi binokle, takie bez oprawy, same szkła i... czerwoną kamizelkę. Szyk!
— Ehe! pan sobie z nas żartuje.
— Otóż i on! Jedzie „panicz“.
Panny rozbiegły się na widok amerykana i czwórki powożonej przez Denhoffa. Tylko w oknach, z poza firanek zamajaczyły ciekawe główki.
Denhoff znał już Paszowskiego z widzenia, lecz go jeszcze nie wizytował.
Po powitaniu zaczęli się obaj sobie przyglądać. Denhoff dyskretnie, Paszowski zaś bez ceremonji. Ryszard z początku kręcił się pod tym badawczym wzrokiem, ale po chwili ogarnęła go zwykła pewność siebie. Podniósł głowę wysoko, i z za szkieł patrzał na pana Wojciecha śmiało, nawet wyzywająco. Paszowski rzekł do Turskiego.
— Podoba mi się ten „panicz“ wcale sympatyczny chłop, tylko jeszcze trochę... seledynowy. Kocio Leśniewski mówił mi, że podobny do żydka, panny twierdzą, że do lorda; w rzeczywistości zaś może i to i tamto określenie ma pewną słuszność,