W Worczynie rozpoczęły się wakacje. Każdy dzień był jak by świątecznie nastrojony, pełen wesołej wrzawy, brzmiący humorem i tą charakterystyczną pozłotą szczęśliwych dni, dusz młodych, spojrzeń płomiennych, czarów, co niby iskry elektryczne rozsypane dokoła nieciły żary młodości i wesela. Denhoff stał się tu codziennym gościem, zaliczano go jakby do domowników... Konno, często piechotą przychodził z Wodzewa, zawsze świeży, elegancki i zakochany. Spotykały go śliczne, tęskne oczy Dorci, wpatrzone w niego z dziwnie uroczym wyrazem, ale pozornie chłodne. Denhoff szalał. Jasne rumieńce panienki, jej długie rzęsy i warkocze, działały na Ryszarda drażniąco. Czuł, że się Dorci podoba, ale było mu to za mało, pragnął jej miłości i rozkochiwał dziewczynę, sam podniecając się co raz bardziej. Szedł do celu, nie oglądając się na nic, zapomniał o Wodzewie nie widział nikogo dokoła prócz Dorci. Irenie tylko zwierzał się ze swych wzruszeń i marzeń i ona jedna wiedziała o całym przebiegu jego szału. Ale i wszyscy wkrótce to spostrzegli, nie dziwiąc się nawet. Dorcia była najpiękniejszą dziewczyną w rodzinie i okolicy; przyzwyczajona do hołdów przyjmowała je z pewną wyniosłością jako rzecz całkowicie sobie przynależną. Świetny Denhoff zaimponował jej tak swoją postacią, jak i wytworną oprawą. Jego konie, powozy, zbytek, co go otaczał, upajał Dorcię, lecz się do tego nie przyznawała. Czuła zawrót głowy, i była dumna, że oto ten „panicz“ ją wybrał i o nią zabiega, jej asystuje: i patrzy na nią rozkochanym, bezpamiętnym wzrokiem. A przecież ona jest najmłodszą z otoczenia; i nie bogatą. Więc ani Ira, ani Maryla Korzycka, ani Ziula Turska, ani jej siostra Ania, żadna nie zdołała skierować do siebie tego młodzieńca, który wśród okolicznej młodzieży uchodził za feniksa. Ale Dorcia chciała być trudną do zdobycia, duma dziewczęca walczyła w niej z żywą skłonnością do Ryszarda. Dorcia bała się, by jej nie posądzili o materjalizm i pragnęła dać wszystkim do zrozumienia, że tylko uczuciem może ją Ryszard zwalczyć, niczem więcej. Była jak królewna, dumna i czasem chmurna, przyjmująca obojętnie starania Denhoffa, w gruncie rada
Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/38
Ta strona została przepisana.
VII.