Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/47

Ta strona została przepisana.

— Tak, Ina i kolacyjka, hm! wesoło, ale z zachowaniem pozorów wszelkiej wagi. Odprowadzić tylko do dorożki, będzie napewno zaproszenie na jutro, skorzystać, podczas wizyty oglądać pierścionki pani i chwalić, a potem, no pan już sobie dalej dopowie.
— Ho, ho, zuch dziedzic! Widocznie i pan odbył te manewry i udały się.
— Tsss, owszem, to kiedyś był niezły kąsek; kawiorek i szampan...
— Iii! Nie pierwszorzędny — bąknął Gustaw.
— Ale i nie najpośledniejszy. Powtarzam jednak, że to było dawniej, bo teraz już zwietrzał szampan, niema ani aromatu ani mocy. Właściwie, tsss, już nie warta grzechu, może być cnotliwą.
— Tak. Complétement blasee — rzekł Gustaw — ale jeszcze próbuje swych sił, prezentuje biust przy lada okazji, łydki odsłania możliwie najwyżej, trzepoce się trochę, panienkuje, na gwałt udając młodą. Tylko że to tempi passati.
Maryś Turski nareszcie przemówił:
— I to jest właśnie ohydne, gdy kobieta sama nie umie się usunąć w porę, aż trzeba ją spychać. Pani Lubockiej czas byłby skwitować z flirtu i kokieterji — zauważył pan Bronisław.
— Co zaś do biustu pani Amy, bodaj czy nie jest arcydziełem kunsztu gumowego — dodał złośliwie Perzyński.
— No! Chyba pan może o tem sądzić najlepiej, nawet niezawodnie — zawołał Paszowski.
— Nie panie, ja należę jeszcze do epoki szczerze cielesnych wdzięków piani Amy. Dziś już są one niepewne, można je w skrócie sformułować określeniem — i tu wata i tam wata. Zresztą teraz ustępuję głosu w tej kwestji panu Marjanowi. Tsss!
— Ja ręczę, że tak nie jest — ujął się Gustaw zamiast Marysia.
— Może pan ręczyć? A winszujemy! Więc i pan? — zdziwił się Turski. — Stanowczo za wielu partnerów staje naraz do... partji z panią Amelją. To już nie zabawne!
— Cóż pan chce, szczególna gra, bo się zawsze wygrywa — rzekł Paszowski. — Ale ja już abdykuję dla kogo innego, za starym na takie zjełczałe orzechy. Mógłbym dostać niestrawności.
Rozmowa ucichła, gdyż z salonu rozległy się tęskne akordy fortepjanowe i zabrzmiał śpiew. Przewlekłe tony dumki ukraiińskiej płynęły niby potok, miejscami cichy jakby senny, to znów nagle rozbulgotany, wrzący temperamentem.
— To śpiewa Denhoff — zauważył Turski.
— Ładny ma głos. Dobry chłopak z gruntu, tylko trochę lekki.