Czy sąsiad widział kiedy takiego gałgana jak mój syn, takiego wisielca? co? Ha! Jak niewiem co? To łotr panie! On minie i nas wszystkich z torbami puści, on Zapędy pod kościół wykieruje. Mówią: — Denhoff utracjusz, ale kiep ten kto to mówi, bo tamten dostał schedę po rodzicach i ma ją. Puszcza ale swoje, a ten panie z lichwiarzami się wdał, weksle, — jak niewiem co!
— Niech tak papo nie skacze, bo to i pięknie wcale nie jest i nic nie pomoże. Wekselki trzeba zapłacić i kwita! — szydził Gutek.
Rozpoczął się nowy djalog, ale już Turski nie chciał słuchać. Wyszedł do ogrodu.
— Skandaliczny dom — myślał. I ja z takiej rodziny chcę żonę brać. Czy to nie ryzykowne? Ba, ale cóż ona winna, cierpi, jednak nic tu nie pomoże. To są już instynkta we krwi płynące. Lecz w czyjej? matki czy ojca? Chyba ojca, matka zahukana, już zatraciła swą indywidualność, weszła w sferę poglądów i czynów męża. Maryla i Miecio wyrodzili się, no i Skórski także. Ale wystarczy taki papo i braciszek, żeby konkurentów odstraszać.
— Witam pana, panie Mahjanie!
Maryś obejrzał się. Podchodził do niego hrabia Skórski.
— Dzień dobry. Co to hrabia z polowania?
Skórski spojrzał na swą giętką, anemiczną figurę obleczoną w strój sportsmeński i zaśmiał się szeroko, ukazując zepsute zęby.
— Z polowania? A-tak, taak. Właściwie na polowanie, na kaczki. Żona, ee tego poszła Mahylę pocieszyć po tych ee — awantuhach afhykańskich.
Hrabia rozwlekał wyrazy i robił przytem komiczne miny.
— Czy tu często są takie... hece? — spytał Turski...
Hrabia ogarnął ucho prawą dłonią, nachylił się do Marysia ze skrzywioną niemiłosiernie twarzą, usta otworzył, oczy zmrużył i wrzasnął rozdartym głosem:
— Co! Hee? Eee!
Głuchy bestja, — pomyślał Turski. Głośno powtórzył pytanie.
— Eee! Czy często? Ha, ha! Thafia się, thafia! Prawie codzień coś jest. Eee! Dla hozmaitości. Taak!
Mówił zabawnie z taką miną, że Maryś zaśmiał się.
— A to tu u państwa wesoło! Niema co mówić.
— O natuhalnie! Szczególnie papa i Gutek hobią życie. Może pan pójdzie ze mną na kaczki?
— Nie jestem odpowiednio ubrany.
— Aa!? Ee!
Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/54
Ta strona została przepisana.