Świt rozbłyskiwał zaledwo na wierzchołkach sosen, świecił na nich białą rosą. Powietrze wsiąkało w siebie, co raz więcej świetlistości przetykanej złotą zorzą, mieniło się tęczowo, rzeźwiało. Paprocie z wielkich swych pióropuszów strząsały srebro i wzamian nabierały złotem, jakby żeniąc się z jutrzenką. Cudne kępy paprociowe, w ogromnych kitach drżały z wzruszenia, oczarowane tą zmianą bajeczną, tą przedziwną metamorfozą, która świat cały, tak jak ich pióra, w odmienną jeszcze piękniejszą szatę przywdziewa. Mgła poranna utkana z pyłów wiotkich, kryształowo złotych, rozsnuła się nad okopami szwedzkiemi, obok wodzewskiego parku. Zanurzone wały w świetlistym pyle, okryte srebrną powłoką traw i ziół, strusiemi piórami paproci stały ciche, jakby śniąc przedwieczny sen, historyczne momenty, tragedje tu rozgrywane i boje krwawe. Potężne sosny rosły tu pojedynczo wystrzelając ponad poziom ciemnych gąszczów kaliny, wierzby, tarnin i leszczyn, poplątanych z czeremchą już okwitłą, z dzikim bzem i wikliną. Parowy głębokie, dawne fosy, rozpadliny — wszystko, niby mchem starości, porośnięte zwałą nieprzebytą różnorodnych krzewów. W blasku zorzy porannej żółte doły z piaskiem różowiły się krwawo, jakby przesiąkała przez nie krew wojowników poległych tu przed wiekami. W głębokiej szczelinie, wśród wysokich nasypów szumiała wązka, kręta rzeczułka, tłukła się po kamieniach, wspinała na grzbiety pni drzewnych, — powalonych w poprzek jej biegu i już zmurszałych ze starości. Tuż nad rzeką wznosił się wysoki cypel kończący wał piasku w górze jak talerz obrosły dokoła tarniną. Zdawał się być wieżą strażniczą wśród okopów, przewyższał najwynioślejsze z nich. Tu może ongi, w mroku wieków, stawał wódz naczelny armii skandynawskiej i przez lunetę śledził ruch wojsk polskich; tu obecnie stał Denhoff i wzrok swój z poza szkieł binokli wysyłał hen, na bezmiary.
Wyobraźnia Ryszarda rozhulała się zawsze, ilekroć był na okopach, głównie na tym cyplu potężnym. Jakoby wizje przeszłości, rozsnuwały się przed nim obrazy wielkich i krwawych zapasów, czynów heroicznych. On był bohaterem, był wo-
Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/60
Ta strona została przepisana.
XI.