— Otóż, moi panowie, pan Paszowski na to się urodził i na to żył, aby doczekać takiej roli.
— Na miły Bóg! Czy aby hetmanem nie zostanę?
— Coś nakształt tego. Wiwat Paszowski, dowódca banderji worczyńskiej.
— Wiwat! Wiwat! Świetny pomysł! Brawo! — wołał zapamiętale Korzycki.
Powstał gwar niesłychany. Dwaj młodzieńcy podskoczyli do starego pana i niespodziewanie unieśli go w górę. Bronisław wzruszał ramionami. Paszowski zaś złapał za czuprynę Mięcia i Turskiego, i siedząc na ich ramionach krzyczał rozpaczliwie.
— Puszczajcie łobuzy! Poszaleliście czy co? Jeszcze upadnę i kości połamię, zanim onego honoru doczekam. Puszczaj jeden z drugim, bo będę krzyczał i panny się pozbiegają.
— Wiwat Paszowski!
— Jak Boga kocham, suknia bieleje. Idzie Joasia Zborska, o, i panna Maryla. Dalibóg!
Miecio i Maryś jak na komendę spuścili Paszowskiego na ziemię. Rozejrzeli się dokoła.
— Niema nikogo. Poco pan blaguje?
— Poto, że wolę ziemię, niż wasze bary. Może miałem tylko jedną wymienić, żeby mię jeden uronił a drugi nie? Ładnie bym wyglądał.
Turski obejrzał się jeszcze, jakby chcąc złudzenia, że Maryla tu jest i westchnął cicho.
— Panowie do rady! — wydeklamował Perzyński.
— Oho! Dziedzic w natchnieniu. Radźcie sobie sami, ja umykam, — rzekł Korzycki.
— W porę przypomnieli panu pannę Joasię, czyli też pannę Kulę — lekko drwił Bronisław.
— A tak, złota kula, złota dziewczyna! Dość mam waszych mów, waszych ceremonji. Idę.
— Ja z panem — rzekł Turski.
Ale Perzyński zaprzeczył.
— Przepraszam pan jest obywatelem, pan powinien z nami obmyśleć ową uroczystość, pana zatrzymujemy. Brak jeszcze Denhoffa, ale on pewno z pannami.
Korzycki odszedł w stronę oświetlonego domu, pozostało po nim jakieś drżenie, powietrze, jakby rozbawione. Za znikającą sylwetką młodzieńca biegł cichy ton nuconego walca.
— Miły urwis ten Miecio, — rzekł Paszowski. Musiał się urodzić pod zwrotnikiem, jeśli jego brat Gustaw pod biegunem.
— Ale tamten jest więcej, że tak powiem... obyty — cedził Perzyński.
— O tak! ze wszystkiem. Ja wam powiem panowie: Gutek to typowy Korzycki z Zapędów, nieodrodny synek swego
Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/69
Ta strona została przepisana.