Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/73

Ta strona została przepisana.

I Paszowski, salutując po oficersku, stanął przed Turskim, wyprostowany jak na mustrze.
— Pan? A to ciekawe!
— Wyborny komendant! — zagrzmiał Brewicz. Co za mina. Ho, ho!
Paszowski wołał dalej, jakby zdając raport wojskowy.
— Mianowany jestem przez pańskiego jedynaka, czekam zatwierdzenia i wnet zabiorę się do musztrowania młodego pokolenia Chama w Worczynie. Chcę im godnie przewodzić.
— Zuch pan. Wojciech! Siódmy krzyżyk cięży już na grzbiecie, a humor zawsze złoty i ochota młodzieńcza.
Brewicz z Paszowskim ściskali się. Turski był stale zakłopotany. Spojrzał niechcący na Perzyńskiego i spotkał jego oczy. Źrenice obydwóch znieruchomiały. Porozumienie trwało krótko.
Oczy Turskiego: — Co o nich sądzisz?
Oczy Perzyńskiego: — Że to zapaleńcy.

— Jesteś po mej stronie?
— Tak, ale muszę iść za falą.
— Niestety, i ja również.

Obaj odczuli czyjś wzrok na sobie. Drgnęli jak złapani na gorącym uczynku. Ojca dotknął wzrok syna bolesny jakiś i zdziwiony. Ale ciemne, gorejące oczy Marysia okupiły się na Bronisławie i paliły protestem. Stary Turski spuścił powieki, Perzyński również. Obaj usłyszeli głos, jakby źrenice młodzieńca przemówiły; głos uparty, pełen wiary.
— Nie poszedł bym za wami, gdybyście nawet tworzyli przemożną partję, pojęcia nasze idą z daleka, milczę, ale przeczę wam we wszystkiem...
Perzyński zmarszczył brwi i patrzył pilnie na swe wąsy.
— Błazen — wiło mu się na ustach.
Turski zgnębiony, zawstydzony, że syn złapał go na niemem porozumieniu z osobnikiem tak nielubianym jak Perzyński, spojrzał na swe arystokratyczne stopy i westchnął cicho.
Stary już jestem, och stary — szepnęło to westchnienie.