— Kiep jesteś! — burknął ojciec. A to co!? Do wszystkich aniołów niebieskich i ziemskich, toż to z Worczyna jadą! Tofek! żywo na ganek witać gości!
Wybiegli obaj w chwili, gdy wóz drabiniasty zaprzężony w cztery konie, gwarno i hucznie zajechał przed dom. Paszowski porwał żydka Berka za chałat na karku i wyrzucił go razem z bekieszą do czeladniej izby. Sam roztworzył ramiona, powitalnie, serdecznie.
— Czołem! Czołem! Witam w mojej chałupie. Gość w dom, Bóg w dom, a cóż dopiero tacy goście!
Pan Wojciech wysadzał panny całując je bez ceremonji, krzyczał za wszystkich i strofował syna, popychając go do panien.
— Urządziliśmy najazd tatarski — wołał Maryś. Pani Kacprowa nie będzie rada, a i pachołkowi damy się we znaki, bo splądrujemy piwnicę.
— Ja przyjechałam z aparatem, zaraz będę zdejmowała całe Tylemego i menażerję także — rzekła Ziula Turska.
— A panna Ira może z pędzlami, paletą i płótnem? Co, boginie moje! Do wszystkich aniołów niebieskich i ziemskich, co moje to wasze, gospodarujcie, ja sam oddaję się pod komendę. Panna Dorcia jakaś smętna, a panna Ania zawsze jak szczygieł wesolutka. Panna Kula niech mego Tofka rozrusza, hebes mi się zamarynował na Podolu. Panie Denhoff, pokażę panu moją czamarę, niczem kontusz, jak Boga miłuję. Hej Kacprowa! Pachołek! Sam tu!
Paszowski nie wiedział jak witać i ugaszczać, ale goście, czuli się tu jak w domu i każdy na własną rękę wyszukiwał zabawę dla siebie. Panny otoczyły zaraz pana Teosia, bo jego naiwność bawiła je. Ziula napędzała go, aby pomagał jej ustawiać aparat, i ułożyć grupę ze zwierząt do fotografji, ale Teoś obraził się.
— Cóż to i minie pani do menażerlii zalica? Ja nie krokodyl, ani nosorlozec.
Młodzież bawiła się w różny sposób. Denhoff śpiewał przy fortepianie w towarzystwie Dory. Turski oglądał, zbroje w graciani — a Ira, Ania i Bolesław Osinowski, student, kuzyn księdza z Okorowa, który razem przyjechał, siedząc na ganku dysputowali o czemś bardzo żywo. Teoś i Kula zajęci byli pozowaniem zwierząt w małym ogródku. Ziula śmiała się głośno z nieudawanych prób, ze skowytu lisa i wrzasku przestraszonych ptaków. Pan Wojciech głównie dyrygował Kacprową i pachołkiem. Pod olbrzymią lipą, obok ganku, nakrywali duży stół do podwieczorku.
Bolesław Osinowski mówił do Iry.
— Zgadzam się z panią zupełnie co do zarozumiałości, że jest to najpodlejsza wada ludzka i na to, że pan Kocio Leś-
Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/77
Ta strona została przepisana.