niewski jest w nią bogato uposażony. Chociaż skąd mu to przyszło nie rozumiem. Bo quod licet Jovi, non licet bovi. U niego ta dziwna zarozumiałość jest tak wyraźną, że się niemal maże, można ją z niego zgarniać.
— Dobrze go pan określa — rzekła Irena. Bo zresztą zarozumiałość jest jakoby ów pyłek na pewnych kwiatach, pyłek lotny, który kwiat z siebie wydziela, niby swój szyld, markę, czem jest. Kto się dotknie, pofarbuje się pyłkiem, — czyli rozczaruje. Trzeba kwiatu bardzo pięknego, by taka próba nie zraziła doń raz na zawsze. No i tę farbę zmyje się nawet śliną.
— A pretensja, — druga wada pana Kocia, to rodzona siostra zarozumiałości — rzekła Ania.
— I to się zetrze i to się ściera.
— Ale przyznacie panie, że zarozumialcy — to szczęśliwcy, — rzekł Osinowski. Naprzykład zarozumiała łodyga jest pewną, że ma prawo walczyć o pierwszeństwo z lilją. Zarozumiały komar myśli, że potrafi usidlić motyla. Zwykła, lecz zarozumiała koza jest najpewniejszą, że dotrzyma porówania z z gazellą. Zarozumiała łódź płaskodenkowa myśli serjo, że jest zbudowaną z tegoż materjału co parostatek pierwszej wody, gliniany garnek stanowczo twierdzi, że się nie różni od majolikowej wazy, fajans myśli, że jest tem samem co sewrska porcetu z nim.
— Ha, ha, ha! to naprawdę cały wykład o zarozumiałości — śmiała się Ania.
Bolesław robił pocieszne miny.
— A tak! To duży temat. Bo choć, głową o mur tłuc, nie przekonasz zarozumiałego fajansu, że jest fajansem i, że sewrska porcelana to co innego. Daremny trud!
— Czasem i zwykła łojówka myśli, że dorówna słońcu — rzekła Ira. Najlepiej wówczas dać jej swobodę, niech się do słońca pnie, owszem. Najciekawsze rezultaty. Jak stopnieje z wysiłku i zobaczy, że słońce jak świeciło tak świeci, a ona jest tylko łojem, więcej takich prób robić nie będzie.
— Dobrze. Ale gdyby nie istniała zarozumiałość, z czego by wyszła walka o byt? — podchwycił Bolesław.
— To kwestja?
Ależ to zupełnie co innego — broniła Ira. Niech koza walczy o byt z inną kozą, nie z gazellą, niech komar niema pretensji do motyla, ani fajans do majoliki. Bo w takich razach wychodzą śmieszne sytuacje dla majoliki, lecz tragiczne dla fajansu.
— Ma pani słuszność. Na mnie ludzie zarozumiali robią wrażenie tańczących myszy, którym się zdaje, że są sławą świata. A jednak zarozumiałość jest szczęśliwą i bardzo częstą na świecie.
Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/78
Ta strona została przepisana.