tworzyła grupę wspaniałą i niezwykłą. Irena wpatrywała się w nią zachwytem, jak na model malarski. Denhoff także zapatrzył się, ale prędko ochłonął i spojrzał na Dorcię.
— Ta więcej anielska, ale tamta szalenie ładna — pomyślał.
Osinowski trącił w ramie Teosia Paszowskiego.
— Piękna panna, co?
— Każdy ma swoje zdanie; pan swoje, a ja swoje; może i piękna ale strlasna. Jabym się bał takiej zony.
Pan Wojciech wołał pachołka, aby usunął stół z altany, lecz Maryla nie pozwoliła oświadczając, że zejdzie z konia przed bramą. Turski zniósł ją z siodła.
Maryla witała wszystkich wesoło, ale rzekła trochę satyrycznie do Ireny i panien Turskich.
— My z mieszkańcami Worczyna spotykamy się tylko na gruncie neutralnym, a i tu spotkanie nasze nie odbyło się bez wypadku. Prawdziwy w tem „pech“.
— Podziwialiśmy panią, rzekfa Ira łagodząco. Gdybym się czuła na siłach, utrwaliłabym panią pędzlem. Ale tutaj trzebaby artysty, żeby rzecz wyszła tak pięknie, jak na to zasługiwała.
— Coś jak „Szał“ Podkowińskiego, ten sam rodzaj przynajmniej — rzekł Denhoff.
— Tylko pani psyzwoiciej ubrlana, niz tamta, — wtrącił Teoś.
Zaśmiano się.
— Ho, ho! Jaki z pana znawca. Widział pan „Szał“ i podobał się?
— Z rleprlodukcji. Owsem, sampańska zec, ale zmysłowa i denerlwująca.
W chwilę potem wszyscy zasiedli do podwieczorku.
Panny z Worczyna i Maryla rozbawiły się pod wpływem Teosia, nieustannie coś paplającego. Stary Paszowski żartował z syna razem z gośćmi.
Osinowski z Denhoffem wpadli znowu na temat swych poglądów arystokratycznych i demokratycznych. Kłócili się tak zapamiętale, że wkrótce zaalarmowali całe towarzystwo. Maryla słuchała dysputy uważnie i nagle przemówiła z niebywałą powagą.
— Według mego zdania, Bóg stworzył tylko ludzi, a oni już sobie sami wytworzyli rody wyższej i niższe, szatan zaś rozrzucił po świecie pieniądze. I wygrał sprawę. Kto ma miljony, kpi sobie ze wszystkiego, choćby się urodził szewcem lub węglarzem, choćby był oszustem i łotrem.
Miljon to najlepszy herb, najpewniejsza cnota. Płaszcz z miljonów pokryje wszystko, ale trzeba żeby był bezcenny, krezusowy. Kto ma go cokolwiek tańszym, czuje dokoła siebie
Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/82
Ta strona została przepisana.