Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/84

Ta strona została przepisana.
XIV.

Bywają czasem chwile, które można nazwać ołowianemi z podkładem dynamitu. Są ciężkie, przykre niezmierne i zdawałoby się gnuśne, gdyby nie przyczajony strach, jak dynamit i obawa, że zaraz wybuchnie. Nastrój taki wpełznął do towarzystwa zgromadzonego w domu pana Wojciecha. Maryla wstała od stołu posępna. Turski miał groźną postawę, reszta osób w zakłopotaniu nie wiedziała co z sobą począć. Obawiano się, że to nie koniec, że Maryś, podrażniony lada czem, może stan rzeczy jeszcze zaostrzyć. Pod wielkiemi lipami, z boku domu, wszyscy machinalnie siedli na darniowych ławkach lub na ziemi. To wydało się Paszowskiemu najgorsze, niby obrana placówka do nowej batalji. Wolałby żeby się pojedyńczo porozchodzili. Jakkolwiek zachęcał młodzież do obmyślenia jakiejś zabawy, jednak humory powarzone przemową Maryli nie obiecywały na dziś zwykłej harmonji. Osinowski zagadnął o bieżących sprawach państwowych, które już zaczynały naciągać mocną esencją przełomów. Mówiono więc o ruchach wiejskich, o wiecach, odbywanych po lasach, o tworzeniu się różnych partyj wśród ludu wieśniaczego. Osinowski mówił:
— Tu po wsiach chłopi przeważnie należą do narodowej demokracji, tylko żywioły napływowe, z fabryk, z Warszawy, ci sieją socjalizm, ale bardzo źle zrozumiany. Przed paru dniami był wiec w lasku okorowskim, przemawiał tam jakiś agitator warszawski.
— Pewno namawiał chłopów, aby gromili obywateli i dzielili się ich majątkami — rzekł Paszowski. — To jest zwykły program takich krzewicieli socjalizmu. Zaśpiewają potem wszyscy chórem „Czerwony sztandar“ i wielkie dzieło dokonane.
— I myślą, że w ideałach swych prześcignęli conajmniej wielkiego Marksa — dodał Maryś. Ci pseudo-socjaliści, grasujący po naszych wsiach, są to włóczęgi, którzy nie należą właściwie do żadnej partji, ale roznoszą propagandę bojowców, bo wiedzą, że tem burzą umysły jaknajskuteczniej. Opowiadają ludziom bajki niestworzone o równomiernych podziałach gruntów! i t. d....