Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/87

Ta strona została przepisana.

ły roboty na folwarkach i jak taka banda zaszedłszy do Worczyna, porozpędzała służbę, nie pozwalając pracować: „ino lawentarz (inwentarz) trza obrządzić, bo to nieme stworzenie“.
A Paszowski wnet podchwycił opowiadanie panien i wołał rozbawiony.
— Pamiętam doskonale, do wszystkich aniołów niebieskich i ziemskich, jak w Worczynie panny same woziły nawóz. Dalibóg prawda!
Maryla zrobiła wielkie oczy.
— Co?! Co też pan mówi?
Panny śmiały się, Paszowski zaś wołał dalej.
— Prawda, dalibóg! Nie było fornali, ani parobków, ani żadnego chłopca w folwarku, a tu akurat zakładały się inspekty. Więc panna Ira i Ziula, at, pewno dla zabawy, to się wie, w sekrecie przed rodzicami, jeszcze z jakąś kuzynką swoją, dalejże wozić ze stajni nawóz do inspektów i razem z ogrodnikiem założyły wszystkie skrzynie. No, czy ja pływam — panno Iro? Toż przyjechałem na ten moment i sam jeszcze pomagałem wcale nieźle, do wszystkich aniołów...
— Ależ tak, tak, zdejmowałam tę grupę — rzekła Ziula. Pan nam ogromnie dużo dopomógł. A jak to było wesoło! Potem pojechaliśmy tym samym wózkiem i mulicą do księdza Janusza. Pamiętam, że się ludzie w Okorowie żegnali na nasz widok, Tulicka omal, że nie zemdlała ujrzawszy nas z karety, a ksiądz Janusz...
— Ależ mieliśmy mnóstwo wrażeń — krzyczał Paszowski. Pan Kocio, strasznie zgorszony, śmiał się potem przez cały miesiąc. Jednak najwięcej zachwycony tym bohaterskim czynem panien był chłop Szczepański, bo mi potem powiedział, że: „to dopiero te dziedzicki worcyńskiie zuchy panny, to ci wyborne zony dla gospodaza“.
— Jeszcze tylko mnie tam brakowało do kompletu — rzekł Ryszard.
— I mnie tyz. Jabym prlacował rlazem! z wami, strlejki by mnie wcale nie pzerlaziły — zawołał Teoś Paszowski.
— Pana Denhoffa zupełnie sobie nie wyobrażam w tej roli — śmiała się lekko Maryla. To było nie chic, ale mogło wyglądać oryginalnie... tylko... wulgarnie.
Maryś zagryzł usta, jednak odrzekł wesoło.
— I to malarka, Ira, druga fotografka, dwie sławy rodziny przy takiej prozaicznej robocie. To dowód uniwersalności.
— Nie żartuj sobie z nas, mój drogi — rzekła Ziula.
— Wiecie państwo, a u mnie taka banda chciała wyżłopać moją piwnicę, alem kazał pachołkowi dać im brahy, co przywieźli z gorzelni dla krów. Bo ja, panie mój, częstuje lud nawet i winem czasem, ale nie takich cymbałów, urwipołciów.