Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/88

Ta strona została przepisana.

Paszowski znowu wpadł w werwę opowiadania, lecz Maryla już nie słuchała, wolno odeszła w stronę łąki, leżącej za ogrodem Paszowskiego. Maryś jak cień poszedł za nią. Wkrótce rozjechano się. Maryla z bratem wyruszyła pierwsza, i odrazu za bramą wypuściła konia w skok.
— Temperament bajeczny u tej panny — rzekł Osinowski — ale takie ogniste piękności nie bywają bezpieczne.
— Zwłaszcza dla tych, którzy nie potrafią temperować — dodała Ira.
Maryś miał dosyć.
— Ognistą pięknością możecie nazywać... panią Amę, mąż nie umiał temperować i jest dla niego niebezpieczną. O pannie Maryli należy wyrażać się inaczej, proszę!
Znowu w złem usposobieniu dojechano do domu. Tu nareszcie skończył się feralny dzień. Dom był pełen gości. Przyjechali Brewiczowie z Woli-Wierzchiejskiej, doktorostwo Troczyńscy z Ciągini i niezbędna pani Ama Lubocka. Przy świetle łagodnego słońca pływano łódką po stawie worczyńskim. Fale cicho lśniły, mącone tęczowo od rzucających się ryb. Gdy po zachodzie błysnął biały mat księżycowy, fale przybrały kolor płynnego metalu, gdzieniegdzie stała tafla nieruchoma, zupełnie martwa, dopiero łódź rozcinała ją ostrym dziobem, że pod cięciem gięła się, zwijając odchylone kryzy rozprutych brzegów. Srebrzyście błyszczały ostre kity tataraków, cienie od nich szły tajemnicze, drżące, nadmiernie na wodzie wydłużone. Zapach wód rzeźki, nasiąkał mdłym swędem ryb. Cisza roztoczona, cisza snów letnich, kołysana szmerem fal, bulgotaniem nurtu pod łodzią, wywołała też same tajemne odczucie wśród płynących. Rozmarzenie wzięło ich w swój krąg. Każdy patrzał na toń pod sobą, czytał na niej wróżby, śnił. To nasunęło szepty, jakby lękliwie, ale konieczne dla tych, co wrażeń nie potrafili utopić w stalowej głębinie.
Pani Ama uczucia swe wolała objawiać inaczej, siedząc obok Marysia, piekła go swem oddechem, lubieżnością zaprawnym. Czuła, że deptanie nóg jest już flirtem niemodnymi i nawet ordynarnym, ale ponieważ Maryś, jak fale stawu był zimny więc postanowiła koniecznie bodaj czubkiem przyciasnego pantofelka, zmusić go do reakcji. Tymczasem uparty Turski ani drgnął, natomiast Denhoff jakby tknięty przeczuciem, zbudził ciszę w brutalny sposób.
— Ktoś tu z nas ma za ciasne obuwie, jeśli dama, uprasza się o zdjęcie pantofelka. Nie będziemy patrzyli, ja pierwszy daję na to słowo. Wolę to niż przewróconą łódkę z nami.
Panny, zupełnie w tym wypadku nie uświadomione spojrzały na Ryszarda ze zgrozą, ale młoda i piękna doktorowa Troczyńska, parsknęła nie pohamowanym śmiechem. Widocznie znała sztuczki pani Amy, bo nawet rzekła głośno.