sobie potężny poryw miłości dla świetnego syna. Zapał patrjotyczny udzielił się i jemu. Ale w tem zobaczył przed sobą wdzięczną postać panny Korzyckiej i... zmatowiał.
Maryla wpatrzona była w pędzącego ułana jakoś dziwnie jasna, cicha, oczarowana. A oni właśnie dobiegli do bramy. Entuzjazm rósł.
— Brawo Turski! wołał Ryszard ogniście.
— Denhoff na koń! Do szeregu! — odpowiedział Maryś.
Banderzyści wpadli w bramę czwórkami. Idą aż powietrze drży. Rosną serca patrzących, bo to sama młodzież junacka, silna, niby las młodych dębów. Nad nimi wichura karmazynowych płatków; świecą w zachodzie jaskrawą purpurą.
Zapał dosięga szczytu.
Przelecieli.
Irena była jak w ukropie, ale musiała jeszcze powstrzymywać kuzynki, bo aż skakały machając chustkami.
Teraz banderja z Zapędów. Prowadzi Miecio Korzycki, chłopak jak promień zorzy. Jadąc salutuje zebranym masom ludu. Za nim trzepocą się malinowe sztandarzyki, niby ptaki z wyraju.
Znowu tętent huczący. Sadzi oddział wspaniały jak gwardja. Pyszne konie w rynsztunkach średniowiecznych, brzęczących zwycięzko. Dźwięk i chrzęst płynie od nich, niby huk morskich fal. Ciężko idą.
Jeźdźcy wszystko chłopy na schwał, przybrani po husarsku. Wiewają kierezje, pozłociste kity, sterczą pióra. Nad nimi las proporczyków z rozwianą wichurą krwawych sztandarków. Miga się. czerwień! Przed frontem Wroński o sumiastym wąsie, strojny w lamparcią skórę na plecach grzmi na cudnym arabie aż warczą kopyta. Nowy entuzjazm.
Wiwat wodzewska! Wiwat Denhoff — wołają z tłumu.
— Hej! — moje zuchy! Naprzód! Dalej wiara! Marsz, marsz! ryczy Denhoff jak opętany.
— Brawo! Brawo Denhoff! Brawo wodzewska!
Przelecieli.
Potem okorowska, Konstanty Leśniewski na przodzie, barwy białe z niebieskim.
Leśniewski wygląda jak Bartosz Głowacki z powierzchowności na koniu wcale dziarskiej, tylko uśmiecha się nazbyt tryumfalnie. To psuje efekt. Lepsze byłoby szczere przyznawanie się całą postacią do „parobecek ci ja“.
Ale z tłumu pań rozległ się nagle zachwycony głos.
— Kocio! Kociutek! Widzicie panie mego Kociutka? Brawo! Brawo!
To matka Leśniewskiego okazywała swój zapał macierzyński.
Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/96
Ta strona została przepisana.