Strona:Helena Mniszek - Panicz.djvu/99

Ta strona została przepisana.

— Jeśli jeszcze nie, to... nastąpi, przepowiadam to wam i.. błogosławię. Ładna z was para.
Słowa te wypowiedziane były tak głośno, że je wszyscy usłyszeli. Korzycki poczerwieniał, Turski zrobił się zielony... A Maryś i Maryla powstali z klęczek wzruszeni i jakby ogłuszeni tem co zaszło. Denhoff zapragnęł z Dorcią klęknąć tak samo i otrzymać błogosławieństwo, ale Dora stała z kuzynkami po drugiej stronie salonu.
Gdy Maryś wyszedł na ganek, aby przywołać stangreta z Zapędów, ponieważ już się rozjeżdżano, podeszła do niego pani Ama.
— Widziałam tę komedję — rzekła złośliwie. — Ale widziałam również postawę Korzyckiego. Nie masz wstydu i ambicji, tłoczysz się tam, gdzie cię nie chcą.
Turski zdumiał.
— Czego ty odemnie chcesz? Poco mi ciągle w drogę wchodzisz? — wybuchnął.
Oczy Amy płonęły fosforycznie.
— Chce ciebie takim jakim byłeś, nie cierpię tych komedji i dłużej ich nie zniosę. Jestem twoją i tyś mój! Musisz do mnie wrócić. Musisz!
Ha! Ha! Ha!, Ha! Ha! Ha! — śmiał się Maryś zbiegając z ganku.
Śmiech jego ostry, nieprzyjemny brzmiał wyzywająco, jak by chciał pobić nim Amę ostatecznie, i cały świat zarazić swem szyderstwem. Pani Lubocka stała niby spoliczkowana, zacisnęła usta, z oczu strzelił straszny płomień. Wyprostowała się, jak wąż przygotowany do skoku i wyrzuciła z ust ochrypłym głosem z dzikiem niemal akcentem.
— Nie daruję tego nigdy!
Ale Turski nie słyszał groźby.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Na drugi dzień, od wczesnego rana, odbywały się w Okorowie uroczystości konsekracyjne.
Na ostatnim nabożeństwie w starym kościółku, płynące od ołtarza słowa Ofiary Świętej napełniły smutkiem dusze ludzkie. Żałosne oczy ludu spoglądały na szare belki sufitu, czepiały się zniszczonych ołtarzy, szląc im pożegnanie. Gdy faszywie brzęczące tony organów dźwięknęły po kościele, płacz buchnął z nadmiaru wzruszenia. I szły te szlochy wskroś tłumów, łkały starcze i młode piersi, jakby na mogile wspomnień, na grobie tyloletniej tradycji, który oto ostatni raz nawiedzano. Kościółek ten szary i drewniany, pamiętał jednak czasy królów polskich. W nim podczas ewangielji jasno robiło się od szabel wyciągnię-