Strona:Helena Mniszek - Pluton i Persefona.djvu/16

Ta strona została przepisana.

PLUTON (idąc za biegiem swych myśli).
Cierpię katusze! Ja, bóg i mocarz, ratunku nie widzę. Skazuję na piekło i sam je przechodzę; czy na mnie zwróciła się okropność jego? Czy może kogo zbytnio ukarano, potępiony zsyła na mnie wyrzuty sumienia? Nie znam co to trwoga, a zaczynam się lękać. Co mi tak dokucza?... Jest w tem jakaś siła olbrzymia, a razem z nią wnika do duszy dziwna... dziwna...
(Bije się z myślami, nie może znaleźć określenia właściwego).
HEFAJSTOS (podchwytując)
Słodycz.
PLUTON (z żywością).
Trafne określenie! Tak, słodycz i rzewność jakby przeczuciowa. Duch mój ogarnia piękne krainy marzeń, widzi w oddali bezmiary jakieś, dotąd nieznane i nienazwane, i pragnie zdobyć czar ten dla siebie. Pragnienie to silne, wierzaj Hefajstosie! Łaknę szczęścia, a nie wiem jakiego. Nie znam jego źródła, a wiem, że istnieje. To sprawia mój niepokój i rodzi tęsknotę za tem, co nie jest władzą, ni materjalną siłą, lecz dla ducha strawą. Duch mój łaknie czegoś!
HEFAJSTOS.
Ty łakniesz miłości, Plutonie. Miłości i rozkoszy, więc pragniesz... kobiety.
PLUTON (zrywa się zły).
Ach, ty mnie nie rozumiesz! Tęsknota moja ku innym dąży celom, marzenia inne mają za-