PLUTON (zamyślony).
Pustkę noszę w sobie, głusz jakąś straszliwą. Nie zadowoli mnie swawola, ni życia rozkosze. Chcę ducha dla siebie, bratniego, pokrewnego ducha, chcę szczerości, prostoty. Wszędzie kłamstwo spotykam, pospolitość, obłudę. Serca, duszy nie widzę, a tego właśnie pragnę, wszędzie jeno zmysły, zawiść i chytre knowania. Płytkość duchowa, małostkowość, frazes. Oo! dość mam tego. Na potworną głowę Meduzy, coś przecie dla mnie istnieć musi!
Istnieje!... Znajdę i zdobędę!...
HEFAJSTOS.
Jesteś pyszny! Szukaj, cieniowładco, i zwyciężaj, (z sarkazmem) byle nie kobietę, tej nie zwalczysz. Przyjm, panie otchłani, mą życzliwą radę: czy to będzie niebianka, czy tylko ziemianka, każda w zanadrzu nosi zdradę i — na puszkę Pandory — wypuszcza ją, gdy nadejdzie chwila. Nie wierz kobiecie, gdy ci się zaklina, nie ufaj, gdy gniewem płonie. Gdy całujesz jej usta, nie łudź się, że pierwszy sok z tych jagód spijasz. Albowiem najbardziej kochający i zazdrosny, mąż nie poczuje na ustach ukochanej kobiety smaku ust innego mężczyzny. He! he! he!...
PLUTON (niecierpliwie klaszcze w ręce).
Hej tam, karły!