Ta strona została przepisana.
DEMETER (zdumiona).
Mnie tak możesz mówić? Mnie, wielowładnej ziemnych płodów pani, a matce twojej.
PERSEFONA (słodko, pieszcząc matkę).
Może dość sporów?... Zrozumienie się nasze dalekie od siebie, nie ciągnijmy struny, ona zbyt niemile dźwięczy. Ciebie i mnie razi.
DEMETER (głaszcząc córkę po włosach).
Krnąbrną jesteś, córo! Nie rozumiem cię czasem, a jednak dla ciebie zrobiłabym wszystko, co jest w mojej mocy, by cię uszczęśliwić.
SCENA V.
DEMETER, PERSEFONA, CJANA i PAN.
PERSEFONA.
Ach, to takie trudne!...
(Zamyśla się, przebierając kwiaty w dłoni. Cjana usuwa się na bok do gaju cyprysowego. Jednocześnie pośród cyprysów ukazuje się Pan i, dyskretnie schowany za drzewem, niewidzialny dla Cjany i obecnych, siada na pniu, na brzegu gaju migdałowego; trzyma w ręku narzędzie muzyczne satyrów, złożone z szeregu piszczałek złączonych z sobą. Nogę na nogę zakłada, patrzy i słucha).
DEMETER (patrząc na córkę uważnie).
A może przeczuwam, słodkie moje dziecię, co cię tak trapi. Ty kochasz, luba Koro, lecz wyznaj kogo?