uczyni ją panią a swą niewolnicą, swoją Kori białą... (Ocknęła się z marzenia, z zapałem). Sławy pragnę. Tak!... i wolną chcę być duszą, bez żadnych więzów, okowy nie dla mnie. Ja uznaję tylko samowładztwo ducha. Gdy nadejdzie ten, kto mego ducha przykuć do się zdoła, nad nim zapanuje, przewyższy, pokona, ten mną władać będzie! Nikt inny!... (Z szałem).
Chcę polotem umysłu bujać pod obłoki, rozwijać skrzydła, by chrzęst ich słyszano, chcę, by szybowały żywiołowym lotem, dążąc do wyżyn, na wyżynach szumiąc. Tu mi ciasno... blado... płasko!... Dla rozwoju duszy niema nic... nic!... Do szczytów sięgam, bo on jest na szczytach! Och, nie Olimpu dostojeństw!... Dla niego chcą szumieć skrzydła moje lotne!... A gdy on zażąda, zwinę lotki swoje, jako gołąb cicha do stóp mu upadnę, do uwielbianych stóp jego i słuchać będę, co on mi rozkaże. Wola jego, rozkaz — to jest świętość dla mnie!...
PERSEFONA.
Uspokój się, matko, zbożodajna pani, wszak ci to nie grozi, aby mnie zabrano. (Ze smutkiem). To jeno marzenie i fantazja moja, tęsknica mej duszy, istotną czyż będzie?... zbyt wiele by piękna udziałem moim było. Cudu ja się nie spodziewam. Choć wiele skarbów jest mi przeznaczonem, choć mogę dużo, lecz szczę-