ścia takiego nie osiągnę chyba, bo nie możliwe tu, w Olimpu bramach.
DEMETER (zgnębiona).
Chcesz niemożliwości??
PERSEFONA.
Chcę czegoś nowego, co w Olimpie, na świecie i ziemi obce jest i dziwne, nawet straszne, groźne, niepojęte, a potęgą tchnące.
DEMETER.
Zbliża się bóg pieśni, Fojbos Apollo. Lutnię jego słyszę. Zostawiam was tedy. Może muzyka jego i wiązana mowa przemówi wreszcie do twej wyobraźni. Ukryję uczuć macierzyńskich wylew, bo cię nie przekonam, zbytnioś podniecona. Żegnaj, luba córko.
A, otóż i Cjana! Gdzież jest reszta dziewic?...
CJANA (wychodząc z gaju).
Wśród cyprysów, pani, z satyrami błądzą, którzy im na fujarkach słodkie grają pieśni. Idę je przywołać.
(Do ogrodu wchodzi kilku służalców Demetry, w wieńcach na głowach, nadzy, w