Strona:Helena Mniszek - Pluton i Persefona.djvu/81

Ta strona została przepisana.

bie w orlicę, a sam jako orzeł szerokiem skrzydłem cię otoczy i... staniesz się jego. Huhu!... To sposoby Zeusa, gdy go żądza gryzie.
PERSEFONA (oburzona, odgadując o kim mówi Pan).
Bacz, bym ja ciebie nie zmieniła w żabę, skrzeczącą w bagnie, obrzydły Satyrze! Precz!

(Pan odskakuje. Wchodzi Apollo. Pan za jego plecami przedzeźnia jego wytworne ruchy, poczem, skacząc, ginie w gaju. Apollo, postać młodzieńcza, piękna, wspaniała. Złote kędziory wiją się dokoła dziewiczej niemal twarzy. Słodki uśmiech na czerwonych ustach, oczy zadumane. Na złotych lokach wieniec z wawrzynu. Szata biała, lekka, rodzaj zarzuconej na ramię chlamidy, na piersiach ma wyszytą złotą tarczę, na niej węże i skrzydła. Sandały złote, wysoko sznurowane. W ręku pęk białych lilji. Na ramieniu zawieszona na błękitnej wstędze lutnia pozłocista, w drugiej ręce włócznię złotą trzyma. Wchodzi krokiem posuwistym, niezmiernie zgrabnym. Cały jest jakby w jasnej zorzy, w lekkim, srebrno-błękitnym brzasku).
SCENA IX.
PERSEFONA i APOLLO.

APOLLO.
Witaj, o jasnolica! Cześć mą i uwielbienie wraz z pękiem kwiatów u nóg twych kładę. (Wręcza jej lilje).