Strona:Helena Mniszek - Pluton i Persefona.djvu/88

Ta strona została przepisana.

PAN (w podskokach z przymileniem).
Nie tędy, o luba dziewic królowo. Widać inną poszły drogą.
ARTEMIS.
Tu, ot w ten cyprysów poszły gaj. {{roz*|(Do towarzyszek) Wszak prawda?
NIMFY.
Gonione przez nas, tu w skokach bieżały i znikły w gąszczu.
PAN (figlarnie).
Może złotokędziorny brat twój, leśna pani, w pokorne owce je zamienił, by lizały stopy jego uwielbianej.
ARTEMIS (żywo).
Apollo tu jest?
PAN.
Tam w migdałowym gaju z piękną Persefoną, której serce skłonić chce dla siebie.
ARTEMIS (z ironją).
Wciąż miłosne śpiewa ody.
PAN (z sarkazmem).
Niby słowik w maju. Jeno że słowik samiczce śpiewa, gdy już jest jego, gdy mu na gnieździe siedzi. To wdzięczniejsza rola. Zasię brat twój, pani, wszechpotężny słońca bóg...
ARTEMIS (przerywa niecierpliwie).
Lutnię swą szczerbi przedwcześnie i zda się napróżno! Niepoprawny w swej miłości! Podległ epidemji, na Olimpu górze panującej wciąż.