PAN (za znikającą boginią).
Hu! hu! hu! Weź tę strzałę nieudaną, w Endymjona serce wbij! Hu! hu! biedny pasterzyna niech się spije twych wdzięków czarami, wzorze dziewic niewinności. Jam ich syty już. Hu! hu! hu!
CJANA.
Obraziłeś, satyrze, boginię mściwą, jest nieubłagana, gdy gniewem zapłonie.
PAN (szyderczo i lekko).
Już o jej względy nie zabiegam przecie. Wszak na górze Latmos nie moja jaskinia. Jej dziewiczą czystość, namiętne całusy nasycają teraz lękliwego Endymjona.
CJANA (z okrzykiem).
Persefona wraca i... sama.
PAN (do nimf).
Apollo ją zemdlił — jakem pierwszy satyr! Dość ma jego lutni! Ot i Zeus!!.. Już mnie niema! (Znika).
(Gdy Persefona zbliża się do Cjany, nagle ukazuje się Zeus, jakby z góry spłynął. Postać w smudze świetlnej, jaskrawszej, niż u Apolla, wysoka, tęga, w barach silna i ry-