Strona:Helena Mniszek - Prawa ludzi.djvu/105

Ta strona została przepisana.

Idąc szeroką drogą, wiodącą od wsi do wsi, spoglądał dokoła ciekawie, bo był młody i zdrów, ale ze smutkiem, bo miał w duszy uczucie, w mózgu myśli dużo, w sercu bólu. ft dokoła niego jedna mogiła.
Tędy przeszli „oni“, nowocześni hunnowie.
Smutek wiał z pól jesiennych; tam sterczą kominy spalonej wsi, tu stratowane łany skoszonego zboża. Przy drodze czerniały krzyżyki naprędce sklecone nad tymi, których powalił huragan.
Idący żołnierz zdejmował czapkę, klękał na mogiłce i odmawiając „wieczny odpoczynek“ zdawał się wzrokiem przebijać ziemię, jakby pytając, „może to ciebie, miły kolego przykrywa ten kopczyk“?...
Spojrzał na krzyżyk; jest napis, ale inne nazwisko. — Tedy śpij spokojnie, znajdzie i ciebie ktoś swój.
Żołnierz ruszył dalej. Szedł już dawno, szukał zaginionego przyjaciela. Były poszlaki, iż walczył tu i tu go raniono. Zginął czy żyje?...
Kolega skorzystał z urpolu, wziął fotografję przyjaciela i szukał wytrwale. Badał ludzi, pytał w szpitalach, nie tracił nadziei, że znajdzie, a wówczas: — ostatnią ci zrobię przysługę druhu najmilszy; jeśliś żywy do ojca cię zawiozę, do domu. ft na cmentarzyk koło twego kościółka jeśli... Nie zawarczą bębny żałobne nad tobą, nie zagrzechocą raz