7 kwietnia 1794 r.
Bitwa wrzała na całej linji lewego skrzydła wojsk polskich.
Tadeusz Kościuszko stał na wzgórku i jak orzeł ze szczytu skały spoglądając na walkę orłów, z kobuzami i sępami toczoną — tak bystry wzrok wodza przebiegał pole utarczki, nie tracąc najmniejszego jej szczegółu; kierował nią... Czuwał.Koń pod nim rzucał się niecierpliwie, podrażniony zapachem prochu, hukiem i szczękiem oręża. Naczelnik trzymał silnie rumaka, ale i sam ściskał go udami i sam często żgnął go ostrogą, bo i w nim krew kipiała ukropem, gorączka bojowa targała jego nerwami, a musiał czuwać. Płomienie biły mu z twarzy, paliły źrenice, jak pochodnie gorejące. Ale z zimną krwią rzucał rozkazy adjutantom, przez lunetę przypatrywał się batalji, badał pozycję.
Już generał Zajączek zmierzył się z Pustowałowem, wstrzymując dzielnie natarcie jegrów, już odparł walecznie wściekły atak kozaków majora Denisowa, już zmagają się polskie regimenty z huzarami pułkownika Muromcewa, już jazdę Madalińskiego wysłał Naczelnik w odsiecz Zajączkowi.
Został sam przy swej baterji.— Uważał pilnie na stanowisko kolumny generała Tormasowa, będącej po za nim.
Działa rosyjskiej baterji umikły. Tormasow szykuje jakąś niespodziankę? Kościuszko podwoił
Strona:Helena Mniszek - Prawa ludzi.djvu/141
Ta strona została przepisana.