pierek — piąć marek — chwyciła w palce, wyciągnęła ramią. Siny, biedny szpon żebraczki zadrżał z radości, wysunął się chciwie, lecz krągłe ramię w lutrach cofnęło się, — pięć marek — to zadużo! dla nędzy?...
Szukanie w worku już wściekłe, nagle — trzask, worek się zamknął, znikł w sobolowej mufce, dama zrobiła ręką ruch lekceważenia, gniewu i szybko odeszła, szeleszcząca, woniejąca, świetna i...spokojna.
Żebraczce opadła dłoń, dziecko kwiliło żałośnie. Ze sklepu wyszedł subjekt i odpędził brutalnym krzykiem żebraków od drzwi sklepowych.
Wędrowiec patrzał, widział i czuł, że krew napływa mu do serca wartką falą, pędzona okrutnym bólem, czuł że dusza mu zbladła z goryczy i wstydu. Źrenice mu dziwnie zapiekły, jakiś czerwony płomień wybuchnął mu w oczach, zgroza, potworność tego co widział porwała go jak burza, dłonie zwarły mu się w pięści, unosił go gniew, szał gniewu człowieka za ludzką krzywdę, za poniewierkę ludzi — przez ludzi. Wszak ci biedni, ci nędzarze mają także prawa, prawa ludzi i żołądki ludzkie, — a oni cierpią głód?!..
Jak w obłędzie runął na wystawę sklepu.
Posypało się szkło rzęsiście. . . . . . . . . . . . . .
............
Postacie z „ogonka” i żebracy stali w osłupienieniu, bez ruchu.